DZISIAJ POLECAMY NASZE WYPIEKI, KTÓRE MOŻNA NABYĆ W NASZEJ RESTAURACJI! ZAPRASZAMY RÓWNIEŻ M. IN. NA ️POLĘDWICZKE WIEPRZOWA PODAWANA NA KONFITURZE Z CZERWONEJ CEBULI ️PENNE Z Efezjan 6:12 Albowiem nie walczymy z ciałem i krwią, lecz przeciwko zwierzchnościom, władzom, władcom ciemności tego świata, przeciwko niegodziwości duchowej na wysokościach. Dzisiaj będziemy angażować się w 30 punktów modlitewnych za zwycięstwo nad mocami przodków. Jakie są moce przodków? Są to siły demoniczne, które zamieszkują rodziny od pokoleń do pokoleń. To demoniczne wojska zwykli być czczeni jako bogowie ziemi, byli rozpoznawalnymi bóstwami dawnych mężczyzn i kobiet. Ci dawni ludzie nazywani są naszymi przodkami. W tych dniach wielu z nich czciło bożków, i w ten sposób wprowadzało tam różne demony poprzez pogańskie wielbienie. W 1 Liście do Koryntian 10: 20-21 Apostoł Paweł mówi o kultach pogańskich: 1 Koryntian 10:20 Ale powiadam, że to, co ofiarują poganie, składają ofiary diabelstwu, a nie Bogu; a nie chciałbym, abyście mieli społeczność z diabłami. 10:21 Nie możecie pić z kielicha Pańskiego i z kielicha demonów; nie możecie być uczestnikami stołu Pańskiego i stołu książka pastora Ikechukwu. Dostępne teraz na amazon Z powyższego Pisma Świętego wynika, że ​​kult tych bożków był w rzeczywistości kultem demonów, dlatego wiele rodzin w Afryce cierpi dziś z powodu demonicznych ataków. Wiele lat po odejściu naszych przodków demony wciąż pozostają i zaczynają dręczyć, nękać i uciskać rodziny tamtych czcicieli. Te demony są wezwaniem rodowy demony i tam moce nazywane są mocami przodków, ponieważ zostały sprowadzone przez naszych przodków. Dobra wiadomość jest taka, że ​​kiedy angażujecie się w te punkty modlitewne, aby przełamać moce przodków, wszelkie moce diabła, które was trapią, zostaną zniszczone przez ogień w imieniu Jezusa. Moce przodków są prawdziwe i musimy siłą modlić się z pułapki. Wiele rodzin jest dziś uwięzionych przez siły rodowe, niektóre rodziny nie mogą się pobrać, niektóre nie mają dzieci, inne nie mogą znaleźć pracy, inne zawsze cierpią z powodu zapóźnień przełom. To dzieło mocy przodków, będą cię trzymać, dopóki się nie poddasz. Ale dzisiaj zostaniecie uwolnieni, każda bariera przodków, która was trzyma, zostanie teraz zniszczona przez ogień w imieniu Jezusa. Te punkty modlitwy o zwycięstwo nad mocami rodowymi uwolnią was w imieniu Jezusa. Odmawiajcie te modlitwy z wielką wiarą i bądźcie wolni w imieniu Jezusa 1. Chwalcie Pana za moc w Jego imieniu, przy której każde kolano musi się pokłonić. 2. Dzięki Bogu za wyzwolenie z jakiejkolwiek formy niewoli. 3. Oblewam się krwią Jezusa. 4. Wyznaj każdy grzech, który może utrudniać odpowiedzi na twoje modlitwy, i poproś Boga, aby ci wybaczył. 5. Przeciwstawiaj się wszelkiej władzy już zorganizowanej przeciwko tej modlitwie. 6. Niszczę moc każdego szatańskiego aresztowania w moim życiu w imieniu Jezusa. 7. Wszyscy agenci aresztujący szatana, uwolnij mnie, w potężnym imieniu naszego Pana Jezusa Chrystusa. 8. Wszystko, co reprezentuje mnie w świecie demonicznym przeciwko mojej karierze, zostanie zniszczone przez ogień Boży, w imię Jezusa. 9. Duchu żyjącego Boga, ożyw całą moją istotę w imię Jezusa. 10. O Boże, rozbij mnie i odnów moją siłę w imieniu Jezusa 11. Każda bitwa toczona przeciwko mnie przez królestwo ciemności otrzymuje porażkę w potężnym imieniu Jezusa. 12. Dystrybutorzy duchowej trucizny, połykajcie swoją truciznę w imieniu Jezusa. 13. Wszystkie siły Egiptu w moim życiu powstają przeciwko sobie w imieniu Jezusa. 14. Ojcze Panie, niech radość wroga nad moim życiem obróci się w smutek. 15. Wy, demoniczne armie, stawiane przeciwko mojemu życiu, otrzymacie wyrok trądu w imieniu Jezusa. 16. Każde złe źródło mocy w moim miejscu urodzenia zostanie całkowicie zniszczone w imię Jezusa. 17. Każdy dostęp nieprzyjaciela do mojego życia będzie zamknięty w imię Jezusa. 18. Każdy problem, który pojawił się w moim życiu na osobiste zaproszenie, odchodzi w imieniu Jezusa. 19. Każdy problem, który pojawił się w moim życiu przez moich rodziców, odejdź w imieniu Jezusa. 20. Jakikolwiek problem, który pojawił się w moim życiu w wyniku ataków szatańskich agentów, odchodzi w imieniu Jezusa. 21. Wszystkie moje uwięzione błogosławieństwa zostaną uwolnione w imieniu Jezusa. 22. Osoby zajmujące się naprawami niewoli, będą związane w imię Jezusa. 23. Każde zamknięte błogosławieństwo, bądźcie nieuzbrojone w imię Jezusa. 24. Każde złe porozumienie, skierowane przeciwko mnie, zostanie rozwiązane w imieniu Jezusa. 25. Nie zgadzam się na wzmocnienie jakiegokolwiek problemu w imieniu Jezusa. 26. Wszystkie złe trony stworzone / ustawione przeciwko mnie, zostaną całkowicie zniszczone w imię Jezusa. 27. Ty, Boże promocji, promuj mnie poza moje najśmielsze marzenia, w imieniu Jezusa. 28. Strzelam siedmiokrotnie, każdą strzałą czarów w imieniu Jezusa. 29. Każdy szatański agent w mojej rodzinie, który nie chce żałować, niszczę waszą moc w imię Jezusa. 30. Cień śmierci, uciekaj ode mnie; światło niebieskie, oświeć mnie w imieniu Jezusa. Dziękuję za szybką odpowiedź w imieniu Jezusa Ustawia przed koszem, do którego ma wrzucić tę ilość kul z gazet: zgniatanie kartek gazetowych w kule rzuty do celu – kosza z jednoczesnym przeliczaniem do 8. 3. Zabawa rozwijająca sprawność palców. „Cztery samochody” Cztery samochody na półeczkach stały. Każdy, choć podobny, inne koła miały. Żadna ława nie zastąpi stołu, przy którym do wspólnego posiłku może zasiąść cała rodzina. Bez stołu trudno mówić o prawdziwym domowym cieple. Stół będzie nawet w niebie. Dlatego precz z ławami, niech żyją stoły! Dawno, dawno temu w domu moich dziadków stał na środku pokoju potężny owalny stół — taki, jakich teraz się nie produkuje. Przy tym stole po rozsunięciu środkowej części mogły usiąść aż dwadzieścia cztery osoby. Na co dzień, gdy stół był złożony, dawał miejsce co najmniej osiemnastu. Jako małe dziecko bardziej interesowało mnie to, co było pod stołem — to tam kryło się ulubione miejsce zabaw moich i mojego brata. Stół przykryty był purpurową aksamitną tkaniną zwisającą do samej podłogi. Tworzyło to pod stołem mroczne, tajemnicze miejsce. Zakamarki pod blatem stołu służyły nam do chowania różnych skarbów dzieciństwa, a pozioma belka, łącząca przy podłodze potężne nogi stołu, stanowiła świetne miejsce do siedzenia. Bardzo lubiliśmy chować się tam i siedzieć cichutko, obserwując spod tkaniny poruszające się nogi naszych bliskich. Ten stół był centralnym miejscem domu. Dlaczego właśnie teraz postanowiłam napisać o stole? O jego znaczeniu w naszym życiu, w życiu rodziny? Ponieważ mam swoją teorię, która mówi, że to właśnie stół otoczony wianuszkiem krzeseł, a nie ława przed telewizorem, powinien zbierać rodzinę w jedno miejsce i że dom bez stołu, do którego można zasiąść, nie jest prawdziwym domem. W domach, w których zapanowała moda na niskie ławy, przy których siedzi się bokiem, z talerzem na kolanach, nie ma miejsca na rodzinne świętowanie, na rozmowę twarzą w twarz, na bliskość i połączenie rąk. Mamy grudzień — miesiąc, w którym chrześcijański świat przywołuje do publicznej świadomości fakt przyjścia na świat Zbawiciela, ucieleśnionego Boga, i na okres świąt zamyka biura, fabryki i sklepy, znajdując czas, by zasiąść do świątecznie udekorowanego stołu. W każdym kraju — zgodnie z jego obyczajami — wygląda to inaczej, ale wszędzie świadczy o tym, że ludzka potrzeba świętowania, zebrania się razem w jednym miejscu choćby na chwilę jest bardzo silna. Ucicha wtedy hałas supermarketów, znikają tłumy z ulic, zapalają się światła w domach i ludzie, którzy zwykle nie mają dla siebie czasu, zasiadają do stołu. Sięgają po telefony i dzwonią do tych, których oddzielają morza i oceany. By przez chwilę, choć przez tę ulotną chwilę znaleźć namiastkę intymności i bliskości, zagłuszyć bolesną samotność ukrytą w głębi serca. Bardzo potrzebujemy zasiadać do nakrytego stołu, spożywać razem posiłki i rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać… Szczególnie teraz, gdy żyjemy w tak strasznym przyspieszeniu, musimy znaleźć czas na wspólne świętowanie, na zapraszanie do naszego stołu przyjaciół, z którymi będziemy się dzielić tym, co mamy, którym powiemy o swoich uczuciach, często wstydliwie skrywanych. To rozmowa o tym, w co wierzymy, co czujemy i jaki mamy świat wartości, utworzy tak potrzebną bliskość z ludźmi karmionymi na co dzień zdawkowymi uprzejmościami i niewiele znaczącymi słowami. Właśnie okres grudniowych świąt i kończącego się roku jest świetną okazją do zacieśniania naszych więzi z rodzinami, przyjaciółmi i znajomymi, do pogłębionej refleksji o sensie i wartości naszego życia, za które Ktoś dwa tysiące lat temu oddał swoje życie. Może być także piękną okazją do otwarcia naszych domów, serc i połączenia rąk w modlitwie, do wspólnego przygotowania się na powrót naszego Pana — Jezusa Chrystusa. Barbara Niemczewska Skrót artykułu. Całość dostępna w elektronicznej wersji do nabycia tu: lub w wersji papierowej w dużych salonach Empik. Wyświetlenia: 1 169 Już dzisiaj ostatki – sprawdź, jak modnie udekorować stół! Zobacz wyjątkowe stylizacje stołu na ostatkowe przyjęcie Rynek wtórny 15302 ogłoszenia Rynek pierwotny 6751 ogłoszeń Mam do wynajęcia 4605 ogłoszeń Wynajem krótkoterminowy 288 ogłoszeń Poszukuję do wynajęcia 113 ogłoszeń Obsługa nieruchomości 17 ogłoszeń Kupię 80 ogłoszeń Zamienię 111 ogłoszeń Zatrudnię 8293 ogłoszenia Szukam pracy 451 ogłoszeń Sprzedam 1216 ogłoszeń Kupię / Zamienię 33 ogłoszenia Motocykle, skutery, quady 52 ogłoszenia Przyczepy i naczepy 24 ogłoszenia Jachty i łodzie 36 ogłoszeń Części zamienne i akcesoria 695 ogłoszeń Usługi 122 ogłoszenia Meble 570 ogłoszeń Wyposażenie i dekoracje 551 ogłoszeń Produkcja mebli 33 ogłoszenia Sprzęt AGD 150 ogłoszeń Materiały budowlane 155 ogłoszeń Remontowo-budowlane / Stolarskie 309 ogłoszeń Usługi techniczne i naprawy 153 ogłoszenia Ogród 144 ogłoszenia Narzędzia i akcesoria 97 ogłoszeń Inne 120 ogłoszeń Telefony i tablety 66 ogłoszeń Akcesoria 98 ogłoszeń Sprzęt komputerowy 134 ogłoszenia Konsole i gry 20 ogłoszeń Usługi techniczne i naprawy 153 ogłoszenia Sprzęt TV, audio, video 156 ogłoszeń Sprzęt fotograficzny 16 ogłoszeń Kursy językowe 76 ogłoszeń Kursy zawodowe i szkolenia 218 ogłoszeń Korepetycje 193 ogłoszenia Książki i podręczniki 185 ogłoszeń Edukacyjne 95 ogłoszeń Kolonie i ferie 273 ogłoszenia Zajęcia dodatkowe 48 ogłoszeń Ciąża, macierzyństwo, akcesoria 22 ogłoszenia Ubrania i pielęgnacja 143 ogłoszenia Urodziny i przyjęcia 28 ogłoszeń Wózki i wyposażenie 40 ogłoszeń Foteliki samochodowe 28 ogłoszeń Zabawki i pojazdy 179 ogłoszeń Remontowo-budowlane / Stolarskie 309 ogłoszeń Porządkowe 80 ogłoszeń Produkcja mebli 33 ogłoszenia Usługi techniczne i naprawy 153 ogłoszenia Transport/Przeprowadzki 71 ogłoszeń Doradztwo i finanse 155 ogłoszeń Edukacyjne 95 ogłoszeń Gastronomiczne i okolicznościowe 25 ogłoszeń Fotografia i wideofilmowanie 29 ogłoszeń Reklama, grafika, strony WWW 182 ogłoszenia Zdrowie i uroda 153 ogłoszenia Obsługa nieruchomości 17 ogłoszeń Usługi ślubne 40 ogłoszeń Sprzedam 55 ogłoszeń Kupię/Przyjmę 3 ogłoszenia Oddam 188 ogłoszeń Znaleziono 6 ogłoszeń Zgubiono 18 ogłoszeń Akcesoria 23 ogłoszenia Usługi 18 ogłoszeń Moda ślubna 16 ogłoszeń Usługi ślubne 40 ogłoszeń Akcesoria ślubne 8 ogłoszeń Przyjmę / Zamienię 23 ogłoszenia Zgubione / Znalezione 54 ogłoszenia Oddam za darmo 29 ogłoszeń Potrzebuję darmowej pomocy 14 ogłoszeń Oferuję darmową pomoc 2 ogłoszenia Pomoc Ukrainie 4 ogłoszenia Rowery i akcesoria 210 ogłoszeń Sprzęt sportowy i turystyczny 100 ogłoszeń Bilety, karnety, zaproszenia 21 ogłoszeń Odzież sportowa 20 ogłoszeń Hobby / Kolekcjonerstwo 136 ogłoszeń Treningi, Fitness 25 ogłoszeń Ubrania 256 ogłoszeń Usługi 153 ogłoszenia Dodatki 73 ogłoszenia Kosmetyki i chemia gospodarcza 16 ogłoszeń Dziecięce 143 ogłoszenia Odzież sportowa 20 ogłoszeń Pakiety hotelowe 6 ogłoszeń Aktywny wypoczynek 19 ogłoszeń Kolonie i ferie 273 ogłoszenia Sprzęt sportowy i turystyczny 100 ogłoszeń Sex i sponsoring 1109 ogłoszeń Szukam drugiej połowy 286 ogłoszeń Masaż i taniec erotyczny 190 ogłoszeń Sex bez zobowiązań 694 ogłoszenia Ogłoszenie maxi Koloseum Nieruchomości Gdańsk Wrzeszcz Charakter pracy Stacjonarna, Praca w terenie Rodzaj umowy Umowa o dzieło, Kontrakt Ogłoszenie maxi Michał Żółtowski Gdańsk Wrzeszcz Charakter pracy Zdalna, Hybrydowa Rodzaj umowy Umowa o pracę Ogłoszenie maxi Sunreef Venture Gdańsk Rudniki Charakter pracy Stacjonarna Rodzaj umowy Umowa o pracę, Umowa zlecenie, Kontrakt Ogłoszenie maxi Gdańsk Kokoszki Charakter pracy Stacjonarna Rodzaj umowy Umowa o pracę, Umowa zlecenie Dom i ogród Co na ścianach w kuchni? Jakie płytki do kuchni na ścianę? Co zamiast płytek? 27 lipca 2022 Co na ścianach w kuchni? Płytki ceramiczne to wciąż popularny wybór w aranżacji. Na rynku pojawia się jednak coraz więcej możliwości - farby o dużej odpornoś... Dom i ogród 5 porad, jak urządzić salon w bloku 25 lipca 2022 Jak urządzić salon w bloku? Niewielki metraż wymaga przemyślanych rozwiązań. Aranżacja salonu w bloku powinna łączyć funkcjonalność, wygodę oraz estetykę. Wy... Dom i ogród Jak pozbyć się muszek owocówek? Sposoby na muszki owocówki w domu 25 lipca 2022 Jak pozbyć się muszek owocówek? Niewielkie owady żyją krótko, ale rozmnażają się błyskawicznie. Chociaż wydają się nieszkodliwe mogą przenosić wirusy i bakte...
Zaproszę mamę, tatę, zaproszę przyjaciela: pójdziemy wszyscy razem tam, gdzie atrakcji sto, pójdziemy wszyscy razem do wesołego zoo! Refren. Tu żyrafa tańczy z koniem, małpa dynda na ogonie, a leniwy, stary lew , wyleguje się wśród drzew. Żółwie gonią krokodyle, słonie trąbią na motyle, a leniwy, stary lew. wyleguje się
Klasa 4 Nutka wpadła do fartuszka nuci kołysankę. I namawia wypij, wypij mleka pełną szklankę. Hopsa, hopsa , hopsasa tańczy na obrusie już nie wróci do śpiewnika ze mną zostać musi Hopsa, hopsa , hopsasa uśmiechnięta Nutka zna melodii chyba z tysiąc chociaż jest malutka Gdy wieczorem spać się kładę Nutka nieposłuszna Śmieszny nosek swójwystawia śmieje się z fartuszka. Dziś do szkoły ją zabiorę — straszy wiatr i plucha Usiądziemy wszyscy w kole żeby nutki słuchać Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy. Co nam obca przemoc wzięła, szablą odbierzemy. Marsz, marsz Dąbrowski, z ziemi włoskiej do Polski. Za twoim przewodem złączym się z narodem. Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę, będziem Polakami. Dał nam przykład Bonaparte, Jak zwyciężać mamy. Jak Czarniecki do Poznania po szwedzkim zaborze, Dla ojczyzny ratowania wrócim się przez morze. Już tam ojciec do swej Basi mówi zapłakany - Słuchaj jeno, pono nasi biją w tarabany. Jeden klucz pomaga mi drzwi otworzyć raz, dwa, trzy A ja zeszyt pełen mam, kluczy dzięki którym gram. Bo klucz wiolinowy otwiera mi do dźwięków, melodii piosenek drzwi Gamę, trójdźwięk, dur i mol Łatwiej zagrać kiedy wiem, łatwiej zagrać kiedy wiem, Gdzie znajduje się dźwięk sol Mogę grać melodię tą dźwięki mi posłuszne są Wszystkie nuty zagram sam, bo klucz wiolinowy mam. Myszka jest u nas w szparce, proszę nie mówcie o tym Niani, ani kucharce, bo by wnet przyszły z kotem. A ja ją bardzo lubię i jej tu dobrze z nami, Gdy w kącie kruszki skubie, ruszając wąsikami. Nie chcę, by ją zabito, więc karmię ją kryjomie Przyjdzie do mnie z wizytą, to was z nią zaznajomię. Kikkediboom to taka nasza gra, kikkediboom w to cały dom nasz gra w kikkediboom gra mama, w kikkediboom gra tata, w kikkediboom gra siostra , brat i ja. 1. W tej grze doprawdy piątej klepki brak, bo wszystko w niej na odwrót i na wspak Na rękach noś trzewiczki, na nogach rękawiczki i wszystko rób na odwrót i na Ta gra doprawdy bywa śmieszna tak sąsiadka grozi szczotką-krzyczy zła: „to skandal, co za banda, tej bandzie wlepić mandat. Tych zabaw już po uszy każdy ma.”3. A kiedy cała okolica grzmi poważny bądź i wstrzymaj się od gry ubrany nienagannie, czasami kładź się w wannie na znak, że więcej nie grasz w takie gry. Moja planeta jest całkiem „nie z tej Ziemii „ Moja planeta nie ma ceny Moja planeta jest rano niewyspana Moja planeta jest tam gdzie Ty i mama. Moja planeta nie spadła tu z księżyca Moja planeta to tajemnica Moja planeta raz zimna raz przegrzana Moja planeta jest tam gdzie Ty i mama. - to Ziemia woła ludzi Jutro tlen już trudniej będzie zbudzić - ratujmy siebie sami - do siebie wysyłamy Moja planeta miłości się nie boi Moja planeta broń rozbroi Moja planeta zna dobre obyczaje Moja planeta nam wszystkim dłoń podaje Przyszła niespodziewanie, nie pukała wcale. Zdjęła kapelusz, uśmiechnęła się. Zaraz poznałem całą w kwiatach piękną damę. Wiosno, ach wiosno witam Cię... Śpiewajmy wszyscy dziś wesoło zima skończyła się słoneczko świeci nam nad głową-uśmiecha się, Choć czasem wiosenny deszczyk kapnie ci na nos ty śpiewaj z nami na cały głos. Chwileczkę posiedziała kawy pić nie chciała, mówi, że musi iść obudzić świat. Poszła na łąki i rzecz to jest niesłychana, gdzie stąpnie kwitnie piękny kwiat. Gdzieś daleko stąd złoty zamek złoty tron. Wstążek cichy szum, niewidzialnych gości tłum. Koronkowy bal, już nas woła świateł tysiąc, tysiąc barw Co tam smoki co tam kryształowe łzy Damy sobie radę ja i ty pamiętaj: Gdy mi rękę dasz popłyniemy razem tam gdzie oczy gwiazd Przez bajkowe niebo przez bajkowy las, Gdy mi tylko rękę dasz. Gdzieś daleko stąd złoty zamek złoty tron. Zapukamy tam do bajkowych wielkich bram. Jak tęczowe ćmy zatańczymy póki szklana góra lśni Co tam smoki… Do do doskonale śpiewać chcę, re re refren świetnie znam Mi mi miło słuchać piosnki tej, fa fa fantastycznie zagram wam Sol sol solo śpiewam niczym ptak, la la jak landrynka słodko tak Si si sił nabrałem, kiedy zaśpiewałem do do dobrze znam tekst wprzód i wspak. Do- re -mi –fa- sol la –si- do, do- si –la-sol- fa -mi -re -do C -d –e- f- g -a –h- c , c –h- a- g- f –e- d- c C c celnie trafiam w każdy dźwięk, d d delikatnie tak E e elegancko robię brzdęk, f f flecik prosty pięknie gra. G g gładko zagram utwór wam, a a jak artysta talent mam H h hałasuję, kiedy muzykuję, c c całą gamę dobrze znam Słoneczko długo dzisiaj spało, nie wiedziało, że W nocy się na świecie zrobiło biało, spadł dla dzieci pierwszy śnieg. Białe pola białe góry, śnieżny wstaje dzień I tylko miś zamruczał - obudził się, lecz wkrótce zapadł w długi sen. Już Pani Zima przyszła do nas, przyniosła z sobą biały puch, Zmrożone sople błyszczą w świetle dnia, pobawmy się śnieżynką ty i ja Leśna choinka stoi biała, chłodny szumi wiatr I tylko serca dzieci cicho biją, bo już choinkę ubrać czas. Nowy rok idzie polną drogą mrozem srebrzy trakt. Wyjdziemy mu naprzeciw, zaśpiewamy śnieżną piosenkę ty i ja. Zaraz siądę sobie w kącie zagram dzieciom na trójkącie Trójkąt srebrne oczy ma, srebrnym głosem pięknie gra. Czary mary weź pałeczkę do ręki, czary mary wyczarują się dźwięki. Czary mary i na pewno w tych dźwiękach jest zaklęta, zaklęta piosenka. Tu są dzwonki tu pałeczka, zagram dzieciom na dzwoneczkach. Zagram dzieciom sol-do mi zatańczymy ja i ty.` Hula babula wsiadła na miotłę, tam i z powrotem, tam i z powrotem W podróż ruszyła ze swoim kotem. W górę i w górę i w dół. Spieszy się bardzo hula babula tam i z powrotem… Żeby na obiad zdążyć do króla W górę i w górę i w dół. Księżyc był jasny wieczór pogodny tam i z powrotem… Kot nagle wrzasnął „miał jestem głodny” W górę i w górę i w dół. Wracam do domu gdyż chęć mnie bierze tam i z powrotem… Przekąsić myszką, lub nietoperzem. W górę i w górę i w dół. Hop i po tęczy zjechał na ziemię tam i z powrotem… Teraz już syty na piecu drzemie W górę i w górę i w dół. Wisi sopel pod balkonem, oczy całe ma łezkami wypełnione. Kapią łezki z oczu sopla, biedny sopel o połowę stopniał. Słonce mocno zaświeciło, chudy sopel spod balkonu roztopiło. Zamiast lodu wszędzie woda, Trochę sopla spod balkonu szkoda. Po mieście po mieście o nocnej godzinie Idzie Nocny Marek w nocnej koszulinie W ręku trzyma świeczkę, stąpa na paluszkach Dzieciaki , dzieciaki , uciekać do łóżka. X2 Idzie Nocny Marek przez ciemne ulice Zagląda przez szpary, puka w okiennice Gdy siedzisz sam, wśród czterech ścian i smutek ci doskwiera. Rozmawiasz już od godzin dwóch z ekranem komputera. Posłuchać chciej piosenki tej ,a spełnisz swe marzenia. Zapraszam cię, by przenieść się w świat baśni Andersena. Laj, laj, laj, laj, laj, laj. laj, laj. laj,laj, laj w świat baśni Andersena. Tam z lodu świat północny wiatr wyrzeźbił dla swej pani, A mały Kaj śni, że to raj, i bawi się klockami. Idź Gerdo bo tam znajdziesz go, i spełnisz swe marzenia. Zaproś i nas na jakiś czas W świat baśni Andersena. Laj, laj, laj, laj, laj, laj. laj, laj. laj,laj, laj w świat baśni Andersena. Słowiczy śpiew zapiera dech. Wyciska łzy radości. Słucha go dwór, pochlebców chór, i całe rzesze gości. Ptaszku, czy wiesz, że my cię też słyszymy w swych marzeniach? Więc zaproś nas na jakiś czas w świat baśni Andersena. Laj, laj, laj, laj, laj, laj. laj, laj. laj,laj, laj w świat baśni Andersena. Więc nie siedź sam wśród czterech ścian i nie daj się smutkowi. Komputer weź, wyłącz i cześć rozmowę z nim masz z głowy. Posłuchać chciej piosenki tej, a spełnisz swe marzenia. Zapraszam cię. by przenieść się w świat baśni Andersena Laj, laj, laj, laj, laj, laj. laj, laj. laj,laj, laj w świat baśni Andersena. x2 Gdyby tak wróżką być gdybym czary wszystkie znać. Można wtedy byłoby ludziom dać to czego im brak. Ciągle nam czegoś brak i nie pytaj czemu tak, możesz przecież nawet ty wciąż na lepsze zmieniać świat. Sam potrafisz przecież zmieniać świat Śpiewaj z nami wciąż radośnie tak. Więcej słońca, więcej barw. Więcej kwiatów, więcej radości w nas. Tylko ty siłę masz w twoich dłoniach cały świat. Jeśli chcesz radośnie żyć mocą swoją zmieniaj świat. Uśmiech twój dobry gest może spełnić piękne sny I po chwili cały świat będzie śpiewał tak jak ty. Sam potrafisz przecież zmieniać świat Śpiewaj z nami wciąż radośnie tak. Więcej słońca, więcej barw. Więcej kwiatów, więcej radości w nas. Miał raz tata grata fiata w nim dziurawy bak, Świateł całkiem brak, ach szyby w drobny mak. Tata bawił się w pirata jeździł byle jak, byle jechał stary wrak. 2. Zdarte sprzęgło i opony dobry jeszcze gaz, Więc do dechy gaz ech gazu jeszcze raz. Kierownica ukręcona i hamulców brak, Ale grzeje stary wrak. 3. Tata wrakiem gna zygzakiem, a hamulców brak Kto kieruje tak, ach po co jeździć tak. Na wirażu dodał gazu i do rowu wpadł Drogi tato zły to znak. 4. Przyjechało pogotowie i pożarna straż Cztery wozy aż, ach tato jak się masz. Auto w rowie guz na głowie plastra tylko brak Tata zdrów lecz w proszku wrak. 5. Grata fiata na hol wzięli po co komu wrak Gdy rozbity tak, ach w drzazgi w drobny mak. Na skład złomu zaciągnęli, bo surowców brak Z dobrej stali stary wrak. Mówione : Jeśli chcesz wzbogacić dom grata fiata daj na złom Gdzie przysiadasz, , kiedy wyjdziesz na podwórze? Gdzie pogadać zawsze chciałbyś jak najdłużej? Gdzie najwięcej spotkasz dziewczyn i chłopaków? - No, wiadomo - każdy powie - na trzepaku! Na trzepaku jest wesoło, na trzepaku siada gołąb, czasem wiatr, a czasem deszcz ,wiec wesoło tutaj jest wiec wesoło tutaj jest! Czasem ktoś tu coś wytrzepie - i ma rację. Czasem ktoś uprawia tutaj akrobację, czasem ktoś ci zdradzi swoją tajemnicę, bo na trzepak zawsze przecież można liczyć Wisi sopel pod balkonem, oczy całe ma łezkami wypełnione. Kapią łezki z oczu sopla, biedny sopel o połowę stopniał. Słonce mocno zaświeciło, chudy sopel spod balkonu roztopiło. Zamiast lodu wszędzie woda, Trochę sopla spod balkonu szkoda. Dla ciebie koleżanko kolego ci ludzie, to miejsce, ten czas. Ucz się i pracuj dla dobra wspólnego niech przyszłość dumna będzie z nas. W tej szkole umysł, duszę kształtujesz i co dzień mądrzejszy, piękniejszy. Dostaniesz to czego potrzebujesz tu każdy jest najważniejszy. Człowiek to jest rzecz święta tak uczył nasz patron Żeromski. Te słowa w sercu zachowaj dla brata, dla siostry, dla Polski. Krzywdzić nikogo nie wolno – powtarza dziś szkolny nasz chór. Przesłanie niech każdy pamięta od morza, aż po szczyty gór Klasa 5 Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy. Co nam obca przemoc wzięła, szablą odbierzemy. Marsz, marsz Dąbrowski, z ziemi włoskiej do Polski. Za twoim przewodem złączym się z narodem. Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę, będziem Polakami. Dał nam przykład Bonaparte, Jak zwyciężać mamy. Jak Czarniecki do Poznania po szwedzkim zaborze, Dla ojczyzny ratowania wrócim się przez morze. Już tam ojciec do swej Basi mówi zapłakany - Słuchaj jeno, pono nasi biją w tarabany. Jak co dzień rano spać się chce, a wstrętny budzik budzi mnie Śniadanie wcinam, mlekiem popijam, może na lekcji zdrzemnę się Nasz szkolny blues, szkolny blues, nasz szkolny blues szkolny luz Bez przerwy kuję cały dzień, a wszyscy mówią „jesteś leń", A ja potrafię uczyć się sam tysiąc jedynek tylko mam. Gdy czas wf-u zbliża się to aż z rozpaczy płakać się chce, By się nie męczyć mówię, że jest mi niedobrze jest mi źle. I choć problemów tysiąc mam, choć czasem wszystko lepiej wiem uczniem być życie całe chcę i w mojej szkole uczyć się. Lekcji skupienie i ciszę przerywa dzwonka dźwięk Z dzwonka na przerwę się cieszą pilny uczeń i leń. Szkolny dzwonek to taki czarodziej, co czary mary robi nam co dzień. X2 Suma, iloraz, iloczyn, dyktando z literą „ż” Mozół lekcyjny zakończy dzwonka na przerwę brzęk. Nie mamy samochodu, lecz przecież są tramwajeWięc jedźmy na majówkę w niedzielę razem z sie wałówkę, herbatę oraz psa, A tutaj się za nami piosenka jeszcze pcha. Na majówkę, na majówkę,razem z mamą, razem z tatą na gdzie łąka, Tam gdzie las, gdzie nie było jeszcze majówkę, na majówkę,razem z mamą, razem z tatą na wędrówkę. Tam, gdzie łąka, Tam gdzie las,gdzie nie było jeszcze nas, na majówkę, na wędrówkę. Majowy motyl tańczy z biedronką piegowatą,słoneczko tańczy z niebema mama tańczy z goni własny ogon, a ogon goni psa,w zielone - roztańczone piosenka z nami gra. A kiedy słońce mrugnie, że bardzo jest już śpiące,mówimy do widzenia motylom i biedronceWsiadamy do tramwaju, wracamy do em dwa,i znowu na niedzielę piosenka czeka ta: W kołysce Ziemii zasypiamy, przy ciepłym boku taty, mamy. Z wieczornej rosy noc się przędzie, czego nie było, jutro będzie. Kołysz nas, Ziemio, kołysz do snu, Otul w obłoki, chmury, mgiełki. Chcemy odpocząć po długim dniu. Rozwieś nad nami gwiazd supełki. Kołysz nas, Ziemio, na dobry sen, zamień gwar świata w szelest .łąki. Niech nas obudzi, gdy wstanie dzień, jasne, pogodne słońce. Zanim pogasną w oknach światła, niech się rozplącze, co się gmatwa. Zanim się noc ze świtem minie, wszystko co było, niech odpłynie. Słońce przygrzewa, wietrzyk powiewa jakiej to pory czas? Pączki w zaroślach mówią, że wiosna idzie od pól przez las. Hej, wiosno, hej! Hej, wiosno, hej! Już... pączki w zaroślach mówią, że wiosna idzie od pól przez las Dziś na boisku krzyki i piski, drużyna w piłką gra. Kto- strzelił gola? Tomek, czy Olaf? Czy ten wiosenny wiatr? Hej, wiosno, hej! Hej, wiosno, hej! Mów... Kto strzelił gola? Tomek, czy Olaf? Czy ten wiosenny wiatr? Kwitną na łące kwiaty pachnące obok zielonych traw, niosą ich pyłek barwne motyle i staw już pełen żab. Hej, wiosno, hej! Hej, wiosno, hej! Spójrz Niosą ich pyłek barwne motyle i staw już pełen żab. Biała dama, sroga zima, białym puchem świat okryła, zamieniła wodę w sople, błyszczą w słońcu srebrne krople. Płatki śniegu tańczą lekko, opadają cicho, miękko, drzewa mają czapy białe i puszyste, śnieżne szale. Biała dama, sroga zima, śniegiem ziemię otuliła. Sroga zima, biała dama, mrozem straszy nas od rana. Sroga zima, biała dama, mrozem straszy nas od rana, ale mróz to nie przeszkoda, by z kuligiem gnać przez pola. Ciepłe buty, czapka, szalik, można się na śniegu bawić. Sanki, łyżwy oraz narty rozgrzewają nie na żarty Już odeszła złota jesień tęczą barw promiennych Liście wiatr z gałęzi zrzucił rozproszył po ziemi Deszcz strugami w szyby dzwoni zimę zapowiada Świat zmęczony już jesienią do snu się układa. Białe chmury wiatr goni po niebie, Pani Zima sypie z góry śniegiem Mróz na szybach kwiaty wymalował, sople lodu ziemi podarował. Białym puchem zasypany zasnął świat zmęczony Ptaki kluczem odleciały w świata cztery strony Noc okrywa ciemnym płaszczem pola wybielone, Księżyc śpiewa kołysanki o pannie śniegowej. O, radości, iskro bogów, kwiecie elizejskich pól święta, na twym świętym progu staje nasz natchniony chór Jasność twoja wszystko zaćmi, złączy, co rozdzielił los, wszyscy ludzie będą braćmi tam, gdzie twój przemówi głos. 2, Patrz, patrz, wielkie słońce światłem biegnie, sypiąc złote skry, jak zwycięzca i bohater biegnij bracie tak i ty. Radość tryska z piersi ziemi, radość pije cały świat, dziś wchodzimy, wstępujemy na radości złoty ślad. Ona w sercu, w zbożu, w śpiewie, ona w splocie ludzkich rąk, z niej najlichrzy robak czerpie, w niej największy nieba krąg. Wstańcie, ludzie, wstańcie wszędzie, ja nowinę niosę wam: na gwiaździstym firmamencie bliska radość błyszczy nam. Znów pusty dom nie wiem gdzie wszyscy są Znów pobiegli do swych ważnych spraw Inny ktoś ma siostrę brata czy psa A ja tylko marzenia mam Gdy ładny sen wcale nie śpieszy się Aby coś ciekawego mi śnić Wtedy z najdalszych stron mrugnie gwiazdka to on Widać tęskni i chce ze mną być E. T.! E. T.! Pamiętaj że ja czekam tu Gdy zjawisz się na statku ze światła i chmur E. T.! E. T.! Wróć! Spójrz na ziemię słoneczną za dnia A ta mała kropeczka to ja To nic że masz trochę mniej ładną twarz Mnie się bardzo podobasz i już A gdybyś też nie miał gdzie podziać się To miejsce koło mnie jest tuż Ty jesteś wiem już nie bajką nie snem Ale jesteś prawdziwy jak ja Obiecuję ci że nikt już nie skrzywdzi cię Tylko przyleć jak szybko się da Dziś nad ranem w radio usłyszałem Jakiś utwór- Mozart, Haendel, Brahms albo Bach i przez niego prawie zwariowałem Bo mnie dopadł i omotał, jak jakiś czart Próbowałem z myśli go wyrzucić i lecz chodził za mną jak cień W szkole, w sklepie, na peronie W windzie, w kuchni, na balkonie Miałem w biednej głowie całą filharmonię Byłem już bez sił więc się poddałem Wygrał ze mną Mozart. Haendel, Brahms albo Bach I w zeszycie nuty zapisałem Zaraz siądę do pianina i będę grał A za lasem wołki moje, za lasem, a mam ci ja fujareczkę za pasem A wyjmę ja fujareczkę zza pasa, (zza pasa) wyjdą, wyjdą wołki moje zza lasa, (zza lasa) A schowam ja fujareczkę kochaną, a staną ci moje wołki, a staną. A zaczekam z fujareczką tą moją,(tą moją), aż się wołki ze strumienia napoją, (napoją). A wyjmę ja fujareczkę - będę grać, a będą się moje wołki do dom brać. Jak ja na mej fujareczce zagraję,(zagraje) usłyszą mnie moje wołki o staje (o staje) O białych świętach wciąż marzę,bo w mej pamięci ciągle mammigocących bombek srebrzyste twarze imagiczne dzwonki śnieżnych białych świętach wciąż marzę, bo w mej pamięci ciągle mam migocących światełek czar oraz stukot rozpędzonych białych świętach wciąż marzę,kiedy świąteczne kartki tobie szczęścia i miłych wrażeń gdyŚwięty Mikołaj zjawi białych świętach wciąż marzę,kiedy świąteczne kartki się spełnią marzenia mei bielutkie będą święta te. Czarne wrony czarno kraczą, w czarnych barwach widzą świat I na próżno im tłumaczą mądrzy ludzie już od lat: . Zamiast krakać, weźcie pędzel, przemalujcie, co się da Czarnych barw nie chcemy więcej, każdy w kolor gra! Czarne przegrywa, kolor wygrywa, w kolory grajmy dziś, W jabłka z jabłonek, w skrzydła biedronek, w każdy zielony liść! I jeszcze w te zboża znad Wisły, i Odry, i w słońce, co mówi nam: „Dzień dobry, dzień dobry, dzień dobry, dzień dobry!" W słońce nad głową, w różę różową, w malwy wysoki kwiat, W srebro wieczorów, w tysiąc kolorów, w jasny, wesoły świat! Czarne barwy mamy z głowy, nie będziemy w czarne grać, Może tylko zostawimy czarnych jagód pełną garść, Siedem kropek na biedronkach i na nosie piegi trzy, A poza tym wykluczamy czarny kolor z gry! Gdybym ja był krokodylem, nie chciałbym mieszkać gdzieś nad Nilem. Wolałbym leżeć na kanapie, patrzeć jak łza za łzą mi kapie. Krokodyl, krokodyl blues. Leży krokodyl na kanapie z nosa mu kapie, z oczu kapie, chustkę do nosa trzyma w łapie, krokodyl blues Leży krokodyl na kanapie na błękitno-czarnej kapie, płacze i płacze, przez nos sapie, krokodyl blues Taki już psi los krokodyla do płaczu dobra każda chwila kiedy nad Nilem się pochyla krokodyl blues W maleńkim domku mieszka Królewna Śmieszka Czy ściemnia się, czy dnieje, królewna wciąż się śmieje. I słychać hi hi cha. I słychać hi hi cha cha cha cha hi hi hi hi hi hi cha I słychać hi hi cha, i słychać hi hi cha, i słychać hi hi cha, i słychać hi hi cha I słychać hi hi hi hi hi hi cha. Ze śmiechu aż się dusi, lecz śmiać się musi I w którejś życia wiośnie, skończy bardzo żałośnie Bo rzecz to całkiem pewna, pęknie ze śmiechu królewna cha cha hi hi hi hi hi hi cha Był sobie Pan Sikorek miał domek istny cud Zabawek cały worek i lody w każdy wtorek Lecz biedny Pan Sikorek miał tylko jeden but Na trąbie grywał starej i z mleczy wianki plótł. I złoty miał zegarek i w wannie rybek parę, Lecz biedny pan Sikorek miał tylko jeden but W lodówce miał pingwina co bardzo lubił lód I krem na podwieczorek i łódkę na motorek Lecz biedny pan Sikorek miał tylko jeden but Aż dobra ciocia Klocia wybrawszy się do wód Kupiła mu w prezencie parasol, swoje zdjęcie I piękny nowy but - swój nowy but! Założył pan Sikorek i nosił go jak cud. I nosił go w niedzielę, lecz zgubił go we wtorek I znowu pan Sikorek ma tylko jeden but. Uciekło sikorce pióreczko , niebieskie z czarniutką kropeczką. Wysoko latało, niziutko spadało, ho-ho-ho, ho-ho-ho, ho-ho-ho, ho-ho-ho! Niebieskie pióreczko! Latała sikorka w kółeczko , ścigała niebieskie pióreczko Porwał ci je dudek, wetknął sobie w czubek Za górką za laskiem, nad rzeczką uciekło dudkowi pióreczko. Na wodę sfrunęło do morza płynęło Płynęło niebieską łódeczką do morza sikorki pióreczko. Złowiły je dzieci koło mostu w sieci, Chociaż każdy z nas jest młody, Lecz go starym wilkiem zwą,Strażnikami polskiej wody, Marynarze polscy są. Morze, nasze morze, będziem ciebie wiernie rozkaz cię utrzymaćAlbo na dnie,na dnie twoim ledz , albo na dnie z honorem ledz z honorem ledz, z honorem ledz. Żadna siła, żadna burza Nie odbierze Gdańska flota, choć nieduża, Wiernie strzeże portów bram. Klasa 6 Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy. Co nam obca przemoc wzięła, szablą odbierzemy. Marsz, marsz Dąbrowski, z ziemi włoskiej do Polski. Za twoim przewodem złączym się z narodem. Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę, będziem Polakami. Dał nam przykład Bonaparte, Jak zwyciężać mamy. Jak Czarniecki do Poznania po szwedzkim zaborze, Dla ojczyzny ratowania wrócim się przez morze. Już tam ojciec do swej Basi mówi zapłakany - Słuchaj jeno, pono nasi biją w tarabany. Chcesz wiedzieć, skąd ten świat, z jakich gwiazd tu spadł Skąd się wziął księżyc, ja i kwiat? Wciąż pytasz mnie, a ja nie wiem prawie nic może tylko tyle, że tak pięknie żyć. Pięknie żyć - znaczy kochać świat Pięknie żyć, tak jak żyje ptak Pięknie żyć, tańczyć tak. jak wiatr, A Ziemi życzyć naj... jak najdłuższych lat. Chcesz znaleźć skarb i śnić najwspanialsze sny. Gdzie i jak - ty podpowiesz mi. Jawa jak sen, jak baśń, czarodziejska nić. Jeśli mi uwierzysz, że tak pięknie żyć. Chcesz wiedzieć, gdzie twój śmiech, kiedy smutno ci. Gdzie ten klucz do zagadek drzwi? Masz serce tak, jak ja, czujesz jego rytm. Serce podpowiada, że tak pięknie żyć. Jutro popłyniemy daleko, jeszcze dalej niż te obłoki, pokłonimy się nowym brzegom, odkryjemy nowe zatoki; nowe ryby znajdziemy w jeziorach, nowe gwiazdy złowimy na niebie, popłyniemy daleko, daleko, jak najdalej, najdalej przed siebie. Jutro popłyniemy daleko... Starym borom nowe damy imię, nowe ptaki znajdziemy i wody, posłuchamy, jak bije olbrzymie, zielone serce przyrody. Jutro popłyniemy daleko... Blask tego dnia zna ten, kto choć raz świętował i w pamięci schował go - stół zdobi tort, wszyscy kryją coś, co niespodzianką zawsze zwą... W tym dniu masz chęć tak jak król poczuć się, bo wzbudzasz wciąż ciekawość jak nowy gość, co rok takie święto, co roku każda z chwil promienieje światłem, które nawet z dala lśni... Obchodzisz w nim swe urodziny, wtedy kończysz ileś lat, to dzień, na który czekasz niecierpliwie tak, obchodzisz w nim swe urodziny, wtedy tańczy cały świat i świeczki na torcie pochylają się też równo w takt... Nim zdmuchniesz je, wierz, że moc w nich jest, dlatego o życzeniu pomyśl wpierw – weź głębszy wdech, zgasisz jednym tchem i twe marzenie spełni się... Tak blisko już, już tuż, tuż prezent twój, być może ta jedyna rzecz, sekret świec, znów "sto lat" słychać zewsząd, sto słodkich, pięknych chwil przekazują kartki poświęcone tobie dziś... Było szaro buro buro szaro burobyło smutno bardzo smutno i ponuro a tu nagle ale heca ale heca idzie zima worek śniegu ma na plecach Leci śnieg z dziurawego worka leci Leci śnieg na dorosłych i na dzieci leci śnieg a ze śniegiem do tej zimy lecą rymy takie białe jak ten śnieg A co z zimą się rymuje ? Nausznikiciepłe czapki narty łyżwy i szalikisnowboardzista który „rymną” na tym śniegu i wygrzebał białe rymy dla kolegów A jak powie z jedną panią druga pani że te rymy wasze rymy są do bani absolutnie absolutnie się nie trapcie tylko rymy do tej zimy prędko łapcie Znowu minął rok znów za oknem pada śnieg, Blask choinki w domu lśni, bo świąteczne idą dni. Kolędnicy już odwiedzają każdy dom, dzwonią sanie pośród zasp, bo kolędy nadszedł czas. Wigilia, przystrojony biało stół zaprasza siądź z nami wraz gościu nasz. Opłatek weź i z nami dziel, Bo dzisiaj radość gości w nas. Świece płoną już najjaśniejsza świeci z gwiazd Do wieczerzy siądźmy wraz, cicha noc otuli nas. Znowu minął rok, kolędników słychać śpiew Trzej królowie drogą mkną do Betlejem spieszą się. nadszedł koniec już, słońce za górami zachodzi Ucichły śpiewy wierzb i brzóz, kroplami gwiazd już wieczór nadchodzi. To ostatni już dzień wakacyjnych podróży, spakuj plecak i idź niech ci słońce powróży Zabierz uśmiech z traw i lasów ten ostatni raz Wakacyjny czas się skończył przyszedł zwykły czas W schronisku zapomnianym od lat, raz jeszcze usiądźmy wygodnie Wspomnienia zabierze sobie wiatr i do snu ukołysze łagodnie. Przyjacielu jeszcze mamy czas, żar ogniska jeszcze płonie Jeszcze niech nas gości las, ogrzejmy zmarznięte nocą dłonie. Z młodej piersi się wyrwało, w wielkim bólu i rozterce. I za wojskiem poleciało, zakochane czyjeś serce. Żołnierz drogą maszerował. Nad serduszkiem się użalił, więc je do plecaka schował i pomaszerował dalej. Tę piosenkę tę jedyną śpiewam dla ciebie, dziewczyno. Może także jest w rozterce zakochane czyjeś serce może potajemnie kochasz i po nocach tęsknisz, szlochasz. Tę piosenkę, tę jedyną śpiewam dla ciebie, dziewczyno. Poszedł żołnierz na wojenkę poprzez góry, lasy, pola, i ze śmiercią szedł pod rękę, taka jest żołnierska dola. I choć go trapiły wielce kule, gdy szedł do ataku, żołnierz śmiał się, bo w plecaku miał w zapasie drugie serce. Wczoraj widziałem babie lato, wiatr je przyganiał w moją stronę, bielutką, cienką nić skrzydlatą, brałem ją w dłonie. Jesień już, już jesień blisko, jesień już, już jesień blisko W popiele piekły się ziemniaki, dymy szły boso przez Ścierniska, i nagle się poczułem ptakiem, już jesień bliska. Wczoraj widziałem babie lato, Było jak mały jasny płomień I przypomniało wszystkim ptakom, Że pora w drogę Zimno tak, że aż strach, jakże rozgrzać się, korowody chłodnych myśli oziębiają mnie Nie pomaga łyk herbaty, ani ciepły szal, urojone z sopli kraty jak roztopić mam. Piosenka na rozgrzanie, na rozgrzanie serc. Rozgrzewa mnie takie granie jak w domu ciepły piec. W przytulnym cieple nutek, w przytulnym cieple pauz, z zimnego jak lód serca wypłynie czasem łza. Jak dziewczynka z zapałkami chcę szczęścia miłości, nie rozgrzeję się słowami tymi co ze złości. Nie rozbawią mnie pajace co na sznurkach skaczą, mimo że jest nam tak zimno dobrze dziś pajacom. Dla wszystkich dzieci z całego świata zbudujmy gmach. Taki co będzie w powietrzu latał, miał szklany dach. Hej chodźcie wszyscy z nami pod rękę z marzeniami Precz smutki i zmartwienia bo świat się lubi zmieniać. Hej chodźcie już jest czas przyjaźni stawiać gmach Już czas. Z kranów polecą mydlane bańki w kolorach stu. Niech śpiew dociera do innych planet i wraca znów. Zamieszka radość obok fantazji może drzwi w drzwi. Niech z wszystkich okien płyną uśmiechy niech śnią się sny. Kiedy nadejdzie czas wabi nas ognia blask Na polanie gdzie króluje zły. Gwiezdny pył w ogniu tym łzy wyciśnie nam dym Tańczą iskry z gwiazdami, a my… Śpiewajmy wszyscy w ten radosny czas, śpiewajmy razem ilu jest tu nas Choć lata młode szybko płyną wiemy, że nie starzejemy się. W lesie gdzie licho śpi ma przygoda swe drzwi, Chodźmy tam, gdzie na ścianie lasu lśnią: Oczy sów, wilcze kły, rykiem powietrze drży, tylko gwiazdy przyjazne dziś są. Dorzuć do ognia drew w górę niech płynie śpiew Wiatr poniesie go w wilgotny świat. Każdy z nas o tym wie znowu spotkamy się, A połączy nas bieszczadzki trakt Kiedy pada za oknami srebrny deszcz Siedzę w domu całkiem sama i ty o tym dobrze wiesz Mówisz do mnie przez słuchawkę pełną łez Kiedy wreszcie, kiedy wreszcie skończy się ten deszcz. Wiej wietrzyku wiej, dobrze słychać cię Jak przynosisz nam srebrne krople te. Kiedy słonko nam rozjaśni taki dzień To wyjdziemy z domu sami zaśpiewamy słonku tak Wiej wietrzyku, świeć słoneczko śpiewaj nam A my tańczmy, a my tańczmy w ten tęczowy dzień. Już za parę dni, za dni parę weźmiesz plecak swój i gitarę, Pożegnania kilka słów, Pitagoras, bądźcie zdrów, Do widzenia wam canto cantare! Lato, lato, lato czeka, razem z latem czeka rzeka, Razem z rzeką czeka las, a tam ciągle nie ma nas. Lato, lato nie płacz czasem, czekaj z rzeką, czekaj z lasem, W lesie schowaj dla nas chłodny cień, przyjedziemy lada dzień. Już za parę dni, za dni parę... Lato, lato mieszka w drzewach, lato, lato w ptakach śpiewa, Słońcu każe odkryć twarz, lato, lato, jak się masz? Lato, lato, dam ci różę, lato, lato, zostań dłużej, Zamiast się po krajach włóczyć stu, lato, lato, zostań tu! Jak kolorowych uśmiechów blask, wciąż powraca mi na myśl tak Tak gorące i pełne marzeń lato w szumie fal. Promień słońca i wody szum, zieleń lasów, do rzeki skok, Przemoknięte buty tak i przed burzą w nocy strach. Tak chciałbym, by wróciło znów choć na krótki czas By ciepłem swoim osłoniło nas. Lato, lato , kolorowe lato, lato , lato co ty na to, lato przyjdź uśmiechnij się Jak co dzień rano spać się chce, a wstrętny budzik budzi cię. Jak torpeda się ubierasz i pędzisz do szkoły znów. Minęła lekcja może już dwie znowu jedynka chcesz, czy nie. Zamykasz oczy i śpiąc na lekcji lato widzisz w snach – ach Tak chciałbym, by wróciło znów choć na krótki czas By ciepłem swoim osłoniło nas. Lato, lato , kolorowe lato, lato , lato co ty na to, lato przyjdź uśmiechnij się Nie strącaj jeszcze z drzewa liści W tych liściach najładniejsze dłonie. Popielą oczy przetykane, jakby w gałęziach rozproszone Daj korze mruczeć na brązowo I niech dziuplami sennie ziewa Może jej jesień przed północą Przyniesie do snu trochę nieba. Nie strącaj jeszcze z drzewa liści W tych liściach oczy masz wrześniowe. A ja marzenia jesienno- głupie I rudą w słońcu głupią głowę. Cały tydzień, to wiedzy pełna głowa, już od ósmej wytężam siły swe, liczby, zdania, trójkąty, mądre słowa, różnych zadań do piątku uczę się. Ale kiedy sobota się zbliża, wciąż mi na myśl przychodzi pomysł ten, aby plecak spakować, na wędrówkę maszerować i z przyrodą raz jeszcze spotkać się. W poniedziałek jak zwykle po niedzieli, wielka praca, oj, ciężki ucznia los, tak się uczę, że w kinie nie widzieli w piątek nawet mi już wysiada głos. Choć pomylisz czasem wzór, choć napiszesz kilka bzdurZa to notę niską masz, nie łam się i rozchmurz twarz. Nie łam się, przyjdą dnie, gdy nie będzie już tak źle Chociaż gola puścisz znów, wysłuchując przykrych słów. Choć pod ziemię chcesz się skryć, nie łam się, to nie da nic, Nie łam się, przyjdą dnie, gdy nie będzie już tak źle A gdy w domu ojciec zły i uwagi robi ci,Gdy brat idzie za nim w ślad, nie łam się, wysłuchaj łam się, przyjdą dnie, gdy nie będzie już tak źle Gdy zajęcia masz z wf, o pierwszeństwo walcz jak lew I o wygląd zadbaj swój, nie łam się, lecz prosto stój. Nie łam się, przyjdą dnie, gdy nie będzie już tak źle Powiało wiatrem od Łysicy, polało deszczem z drugiej strony i chociaż tak ponuro na ulicy, nie powiesz chyba żeś zmęczony. Na górskich szlakach bez kompasu, gdzie nogi same nas poniosą znów się spotkamy i wystarczy czasu na pogaduszki późną nocą. Przy ognisku długo baj, baj, baj, jeszcze do północy mamy sporo czasu, przy ognisku przecież naj, naj, naj, najcudowniej bije serce lasu. Nie warto kilometrów liczyć, bo czasem można iść na skróty, a gdy potrzeba, to ci ktoś pożyczy od twoich mniej dziurawe buty. Na górskich szlakach bez kompasu, gdzie nogi same nas poniosą znów się spotkamy i wystarczy czasu na pogaduszki późną nocą. Klasa 7 Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy. Co nam obca przemoc wzięła, szablą odbierzemy. Marsz, marsz Dąbrowski, z ziemi włoskiej do Polski. Za twoim przewodem złączym się z narodem. Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę, będziem Polakami. Dał nam przykład Bonaparte, Jak zwyciężać mamy. Jak Czarniecki do Poznania po szwedzkim zaborze, Dla ojczyzny ratowania wrócim się przez morze. Już tam ojciec do swej Basi mówi zapłakany - Słuchaj jeno, pono nasi biją w tarabany. Lato z ptakami odchodzi Wiatr skręca liście w warkocze. Dywanem pokrywa szlaki Szkarłaty wiesza na zboczach Przyobleka myśli w kolory, W liści złoto, buków purpurę... Palę w ogniu letnie wspomnienia Idę wymachując kosturem. Idę w góry cieszyć się życiem Oddać dłoniom halnego włosy, W szelest liści wsłuchać się pragnę, W odlatujących ptaków głosy. Słony smak czuję w ustach, Dzień spracowany ucieka, Anioł zapala gwiazdy, Oświetla drogę człowieka. Już niedługo rozpalę ogień, Na rozległej, górskiej polanie. Już niedługo szałas przytulny, Wśród dostojnych buków powstanie. Mówią o mnie w mieście “co z niego za typ, wciąż chodzi pijany, pewno nie wie co to wstyd, Brudny niedomytek w stajni ciągle śpi, czego szukasz w naszym mieście, idź do diabła” mówią ludzie, ludzie pełni cnót, ludzie pełni cnót. Chciałem kiedyś zmądrzeć i po ich stronie być. Spać w czystej pościeli i świeże mleko pić. Ja naprawdę chciałem zmądrzeć i po ich stronie być, pomyślałem więc o żonie, aby stać się jednym z ludzi, stać się jednym z nich, stać się jednym z nich. Miałem na oku hacjendę wspaniałą mówię wam, lecz nie chciała w niej zamieszkać żadna z pięknych dam. Wszystkie śmiały się wołając, wołając za mną wciąż: “ Bardzo ładny frak masz Billy, ale kiepski byłby z ciebie, kiepski byłby mąż, kiepski byłby mąż.” Whisky moja żono, jednak tyś najlepszą z dam. Już mnie nie opuścisz, nie nie będę sam. Mówią whisky to nie wszystko, można bez niej żyć, lecz nie wiedzą o tym ludzie, że najgorzej w życiu to, to samotnym być, to samotnym być. Skąd przychodził, kto go znał Kto mu rękę podał kiedy Nad rowem siadał, wyjmował chleb Serem przekładał i dzielił się z psem Tyle wszystkiego, co z sobą miał Majster Bieda Czapkę z głowy ściągał, gdy Wiatr gałęzie chylił drzewom Śmiał się do słońca i śpiewał do gwiazd Drogę bez końca co przed nim szła Znał jak pięć palców, jak szeląg zły Majster Bieda Nikt nie pytał skąd się wziął Gdy do ognia się przysiadał Wtulał się w krąg ciepła jak w kożuch Znużony drogą wędrowiec boży Zasypiał długo gapiąc się w noc Majster Bieda Aż nastąpił taki rok Smutny rok, tak widać trzeba Nie przyszedł Bieda zieloną wiosną Miejsce, gdzie siadał, zielskiem zarosło I choć niejeden wytężał wzrok Choć lato pustym gościńcem przeszło Z rudymi liśćmi jesieni schedą Wiatrem niesiony popłynął w przeszłość /x3 Majster Bieda Gdyby tak ktoś przyszedł i powiedział: - Stary, czy masz czas? Potrzebuję do załogi jakąś nową twarz. Amazonka, Wielka Rafa, oceany trzy. Rejs na całość, rok, dwa lata - to powiedziałbym: Gdzie ta keja, a przy niej ten jacht? Gdzie ta koja wymarzona w snach? Gdzie te wszystkie sznurki od tych szmat? Gdzie ta brama na szeroki świat? Gdzie ta keja, a przy niej ten jacht? Gdzie ta koja wymarzona w snach? W każdej chwili płynę w taki rejs! Tylko gdzie to jest? gdzie to jest? Gdzieś na dnie wielkiej szafy leży ostry nóż. Stare jeansy wystrzępione impregnuje kurz, W kompasie igła zardzewiała, lecz kierunek znam. Biorę wór na plecy i przed siebie gnam. Przeszły lata zapyziałe, rzęsą porósł staw A na przystani czółno stało - kolorowy paw. Zaokrągliły się marzenia, wyjałowiał step. Lecz ciągle marzy o załodze ten samotny łeb. w dolinach wstaje mgłą wilgotny dzień, Szczyty ogniem płoną, stoki kryje cień, Mokre rosą trawy wypatrują dnia, Ciepła, które pierwszy słońca promień da. Ref. Cicho potok gada, gwarzy pośród skał O tym deszczu, co z chmury trochę wody dał, Świerki zapatrzone w horyzontu kres Głowy pragną wysoko jak najwyżej wznieść Tęczą kwiatów barwny połoniny łan, Słońcem wypełniony jagodowy dzban, Pachnie świeżym sianem pokos pysznych traw, Owiec dzwoneczkami cisza niebu gra. Serenadą świerszczy, kaskadami gwiazd Noc w zadumie kroczy mroku ścieląc płaszcz, Wielkim Wozem księżyc rusza na swój szlak, Pozłocistym sierpem gasi lampy dnia. Tak niedługo miało przyjść, potem długo miało być, wymarzone, wyczekane, wyśpiewane. Kiedy nadszedł wreszcie ten, wytęskniony pierwszy dzień nie wiedziałem jeszcze jaki będzie dalej. Siedem minut spóźnił się pociąg, który przywiózł mnie, a gdy namiot wreszcie stanął nad jeziorem, zrozumiałem wtedy, że coś mnie gryzie, coś mnie je, nie zważając na pogodę i na wolę. To było lato, z komarami, lato swędzące bez przerwy, lato z owadami, lato, komary i nerwy. Miał być spokój miał być czas, śpimy razem pierwszy raz na wakacjach pod namiotem, całkiem sami. Ważne przejścia miały być nasze noce, nasze dni, zagubione gdzieś pomiędzy jeziorami, a tu witamina B”Owadosol” itd., a gdy walka wkrótce stała się koszmarem, gdy zwijałem namiot swój, obok mnie komarów rój, pobzykiwał turystyczne pieśni stare. On natchniony i młody był ich nie policzyłby nikt, on dodawał im pieśnią sił, śpiewał, że blisko już świt. Świec tysiące palili mu. Znad głów unosił się dym, Śpiewał, że czas by runął mur Oni śpiewali wraz z nim. Wyrwij murom zęby krat, zerwij kajdany połam bat A mury runą, runą, runą i pogrzebią stary świat. Wkrótce na pamięć znali pieśń i sama melodia bez słów Niosła ze sobą starą treść. Dreszcze na wskroś serc i głów Śpiewali wiec, klaskali w rytm. Jak wystrzał poklask ich brzmiał l ciążył łańcuch i zwlekał świt, On wciąż śpiewał i grał. Aż zobaczyli ilu ich poczuli siłę i czas i z pieśnią, że już blisko ulicami miast. Zwalali pomniki i rwali bruk, kto z nami, kto przeciw nam Kto sam to nasz największy wróg A śpiewak także był sam.. Patrzył na równy tłumów marsz, milczał wsłuchany w kroków huk A mury rosły, rosły, rosły łańcuch kołysał się u nóg. Z wielu pieców się jadło chleb, bo od lat przyglądam się światu. Nieraz rano zabolał łeb i mówili zmiana klimatu Czasem trafił się wielki raut, albo feta proletariatu, czasem w podróż najlepszym z aut, częściej szare drogi powiatu Ale to już było i nie wróci więcej i choć tyle się zdarzyło to do przodu wciąż wyrywa głupie serce. Ale to już było znikło gdzieś za nami, choć w papierach lat przybyło to naprawdę wciąż jesteśmy tacy sami. Na regale kolekcja płyt i wywiadów pełne gazety za oknami kolejny świt i w sypialni dzieci oddechy. One lecą drogą do gwiazd przez niebieski ocean nieba, ale przecież za jakiś czas będą mogły sobie zaśpiewać Tajemny akord kiedyś brzmiał Pan cieszył się gdy Dawid grał Ale muzyki dziś tak nikt nie czuje... Kwarta i kwinta- tak to szło raz wyżej w dur raz niżej w moll Nieszczęsny król ułożył- alleluja... Alleluja, alleluja... alleluja, alleluja... Na wiarę nic nie chciałeś brać Lecz sprawił to księżyca blask Że piękność jej na zawsze cię podbiła... Kuchenne krzesło tronem twym ostrzygła cię już nie masz sił I z gardła ci wydarła- Alleluja... Dlaczego mi zarzucasz wciąż , że nadaremno wzywam go Ja przecież nawet nie znam go z imienia... Jest w każdym słowie światła błysk nieważne czy usłyszysz dziś Najświętsze czy nieczyste- alleluja Tak się starałem ale cóż dotykam tylko zamiast czuć Lecz mówię prawdę nie chce was oszukać... I chociaż wszystko poszło źle przed Panem Pieśni stawię się Na ustach mając tylko- alleluja Długośmy na ten dzień czekali Z nadzieją niecierpliwą w duszyKiedy bez słów towarzysz Stalin Na mapie fajką strzałki ruszyKrzyk jeden pomknął wzdłuż granicy I zanim zmilkł zagrzmiały działaTo w bój z szybkością nawałnicy Armia Czerwona wyruszałaA cóż to za historia nowa? Zdumiona spyta EuropaJak to? - To chłopcy Mołotowa I sojusznicy RibentroppaZwycięstw się szlak ich serią znaczył Sztandar wolności okrył chwałąGłowami polskich posiadaczy Brukują Ukrainę całąPada Podole, w hołdach Wołyń Lud pieśnią wita ustrój nowyPłoną majątki i kościoły I Chrystus z kulą w tyle głowyNad polem bitwy dłonie wzniosą We wspólną pięść, co dech zapieraNieprzeliczone dzieci Soso Niezwyciężony miot HitleraJuż starty z map wersalski bękart Już wolny Żyd i BiałorusinJuż nigdy więcej polska ręka Ich do niczego nie przymusiNową im wolność głosi "Prawda„ Świat cały wieść obiega w lotŻe jeden odtąd łączy sztandar Gwiazdę, sierp, Hackenkreuz i młotTych dni historia nie zapomni Gdy stary ląd w zdumieniu zastygłI święcić będą wam potomni Po pierwszym września - siedemnasty Idzie diabeł ścieżką krzywą pełen myśli złychNie pożyczył mu na piwo, nie pożyczył pali go od rana, wiatr gorący dmucha,Diabeł się z pragnienia słania w ten piekielny upał... Idzie anioł wśród zieleni, dobrze mu się drobnych ma w kieszeni i przyjaciół wszędzie...Nagle przystanęli obaj na drodze pod że im browar wyszedł naprzeciwko... Piwa nalejcie piwa dobrego piwa ze starej beczki od barmana Kiwa się głowa kiwa od tego piwa ze starej beczkiNie ma szczęścia na tym świecie, ni sprawiedliwości:Anioł pije piwko trzecie, diabeł mu zazdrości...Postaw kufel, rzecze diabeł, Bóg ci wynagrodzi,My artyści w taki upał żyć musimy w zgodzie... Na to anioł zatrzepotał skrzydeł pióropuszemI powiada: Dam ci dychę w zamian za twą duszę...Musiał diabeł aniołowi swoją duszę sprzedaćI stworzyli sobie piekło z odrobiną nieba.. Tam dokąd chciałem już nie dojdę Szkoda zdzierać nógJuż wędrówki naszej wspólnej Nadchodzi kresWy pójdziecie inną drogą Zostawcie mnieOdejdziecie sam zostanę Na rozstaju dróg Hej przyjaciele zostańcie ze mnąPrzecież wszystko to co miałem Oddałem wamHej przyjaciele choć chwilę jednąZnów w życiu mi nie wyszło Znowu będę sam Znów spóźniłem się na pociąg I odjechał jużTylko jego mglisty koniec Zamajaczył miStoję smutny na peronie Z tą walizką jednąTak jak człowiek który zgubił Do domu swego klucz. Tam dokąd chciałem już nie dojdę Szkoda zdzierać nóg Już wędrówki naszej wspólnej Nadchodzi kres Wy pójdziecie inną drogą,Zostawicie mnie, Zamazanych drogowskazów Nie odczytam już. A jeśli dom będę miał, to będzie bukowy koniecznie, Pachnący i słoneczny wieczorem usiądę wiatr gra, A zegar na ścianie gwarzy dobrze się idzie panie zegarze, Tik tak, tik tak, tik tak. Świeca skwierczy i mruga przewrotnie, Więc puszczam oko do niej, dobry humor dziś pani ma dobry humor dziś pani ma Szukam, szukania mi trzeba domu gitarą i piórem, A góry nade mną jak niebo, a niebo nade mną jak góry. Gdy głosy usłyszę u drzwi czyjekolwiek, wejdźcie, poproszęJestem zbieraczem głosów, a dom mój bardzo lubi, gdyŚmiech ściany mu rozjaśnia i gędźby lubi, i pieśni,Wpadnijcie na parę chwil kiedy los was zawiedzie w te strony,Bo dom mój otworem stoi dla takich jak wy, dla takich jak wy Zaproszę dzień i noc, zaproszę cztery wszystkich drzwi otwarte, ktoś poda pierwszy ton,Zagramy na góry koncert. buków porą pachnącąNasiąkną ściany grą, a zmęczonym wędrownikomOdpocząć pozwolą muzyką, bo taki będzie mój dom, bo taki będzie mój dom, bo taki będzie mój dom Wyczaruję ci bajkę z trawy, nieba, ruczaju, zaprowadzę cię w ciszę przycupniętą na skraju. Wyczaruję ci bajkę z samej ciszy utkaną, złotogłowiem dobroci przystrojoną, bo dziś: Na skraju bajki, na skraju snu przysiadła cisza i drzemie tu; uciekły w ciszę niebo i las zapadły w ciszę przestrzeń i czas. Otoczył spokój bajkę i sen, malując wokół obrazek ten. Na skraju bajki, na skraju snu, przysiadła cisza i drzemie tu. Wyczaruję ci bajkę, która będzie marzeniem ukojenia, spokoju wyciszonym spełnieniem, wyczaruję ci bajkę z trawy, nieba, ruczaju; zaprowadzę cię w ciszę przycupniętą gdzieś tu. Zrozum to, co powiem Spróbuj to zrozumieć dobrzeJak życzenia najlepsze te urodzinowe albo noworoczne jeszcze lepsze możeO północy, gdy składane Drżącym głosem, niekłamaneZ nim będziesz szczęśliwszaDużo szczęśliwsza będziesz z nimJa cóż - włóczęga, niespokojny duch Ze mną można tylko Pójść na wrzosowisko I zapomnieć wszystkoJaka epoka, jaki wiek Jaki rok, jaki miesiąc, jaki dzień I jaka godzina Kończy się A jaka zaczynaNie myśl, że nie kocham Lub, że tylko trochęJak cię kocham, nie powiem, no bo nie wypowiemTak ogromnie bardzo jeszcze więcej możeI dlatego właśnie żegnaj Zrozum dobrze żegnaj Ze mną można tylko W dali znikać cicho raz przy pełnym takielunku biorę ster i trzymam kurs na wiatr I jest, jak przy pierwszym pocałunku – w ustach sól, gorącej wody smak. O ho, ho, przechyły i przechyły, o ho, ho, za falą fala mknie, O ho, ho, trzymajcie się dziewczyny, ale wiatr, ósemka chyba dmie! Zwrot przez szlag - zaraz zrobię! Słyszę, jak kapitan cicho klnie, Gubię wiatr i zamiast w niego dziobem, to on mnie - od tyłu; kumple w śmiech. ty tam, za burtę wychylony – tu naprawię nie ma co się śmiać. Cicho siedź i lepiej proś Neptuna, żeby coś nie spadło ci na kark. mgły, w tęczowym kropel pyle tańczy jacht, po deskach spływa dzień. Jutro znów wypłynę, bo odkryłem morze, noc, Żeglarską starą pieśń. Gdy wypływał z portu stary bryg, jego losów nie znał wtedy nikt Nikt nie wiedział o tym, że statkiem widmem stanie się stary bryg Hej ho na „umrzyka skrzyni” i butelka rumu. Hej ho resztę czart uczyni i butelka rumu. Co z załogą zrobił stary bryg, tego też nie zgadnie chyba nikt. Czy zostawił w porcie ją, czy na morza dnie? Nikt nie wie gdzie. Przepowiednia zła jest, że ho ho, kto go spotka marny jego los. Ale my nie martwmy się, hej nie martwmy się rum jeszcze jest. Długośmy na ten dzień czekali Z nadzieją niecierpliwą w duszyKiedy bez słów towarzysz Stalin Na mapie fajką strzałki ruszyKrzyk jeden pomknął wzdłuż granicy I zanim zmilkł zagrzmiały działaTo w bój z szybkością nawałnicy Armia Czerwona wyruszałaA cóż to za historia nowa? Zdumiona spyta EuropaJak to? - To chłopcy Mołotowa I sojusznicy RibentroppaZwycięstw się szlak ich serią znaczył Sztandar wolności okrył chwałąGłowami polskich posiadaczy Brukują Ukrainę całąPada Podole, w hołdach Wołyń Lud pieśnią wita ustrój nowyPłoną majątki i kościoły I Chrystus z kulą w tyle głowyNad polem bitwy dłonie wzniosą We wspólną pięść, co dech zapieraNieprzeliczone dzieci Soso Niezwyciężony miot HitleraJuż starty z map wersalski bękart Już wolny Żyd i BiałorusinJuż nigdy więcej polska ręka Ich do niczego nie przymusiNową im wolność głosi "Prawda„ Świat cały wieść obiega w lotŻe jeden odtąd łączy sztandar Gwiazdę, sierp, Hackenkreuz i młotTych dni historia nie zapomni Gdy stary ląd w zdumieniu zastygłI święcić będą wam potomni Po pierwszym września - siedemnasty
Do ozdobienia karnawałowego stołu warto również wykorzystaj przedmioty, które zostały nam np. po zabawie sylwestrowej. Dobrze będą się prezentowały na stole m.in.: błyszczące maski;
Zaproszę do stołu Mamę - Stefanię Reginę i Ojca – Hieronima Jerzego. To oczywiste! Pragnęli mnie nauczyć Wiary, Nadziei i kompletnie zapomniała o dzisiajale doskonale została we wczoraj patrzy na film o małej dziewczyncew białej sukience uśmiechu„Renia to dobre dziecko” słyszy głos ojca od 86 lat Wojciech czyści buty dzieciomprzed wyjściem do kościoła w ŁopiennieA teraz – Mamo - ruszają nowe pułki Aniołówi wzlecieć możesz we wszystkie strony wszechświatajesienna łąka przyjmuje westchnieniaprzed odlotem do ciepłych krajówTak – Mamo – Ziemia jest wspaniałym miejscem na miłośćTak – Ojcze – Ojcowie którzy przygarniają i biorą w ramionasą jak zatoki dla śpiewających ptakówTato – przeglądałeś w wodzie cienie zaplątane w wodorostyWydobywałeś z dna jęki i zatopione okrętyW dzban gliniany składałeś dźwięki ciężkie od wykrzyknikówJakże serdecznym rozchyleniem ramion i przytuleniem powitam Rodziców mojej żony – Olimpię i Henryka:Mówiłem do Ciebie – Tato –do obcego do niedawna człowieka który pokazał mi jak się pracuje na śmierć i życieZ Tobą powtórzyć chciałbym wszystko: piaszczyste drogi kurz dudnienie kopyt wjazd furą na klepiskozwalanie snopów pachnących rżyskiemNajdroższa Matkopowędrowałaś na drugą stronę białych brzózWieczór – kotara opuszczona do końcamałe iskry miotają się po podłodzeSłyszę szepty schowane w dojrzałym jabłku światło i ciężar równomiernie rozłożoneRok w rok przenikasz cichutkow dźwiękach moich siwiejących skroniPoproszę do stołu moją młodszą Siostrę – jak morzekiedy dotyka miękkiego brzeguCzy czułość musi ulec czasowi? Zaproponuję Gościom, aby nie zdejmowali z nóg obuwia. Przyjęcie będzie uroczystą uroczystością, po której z radością posprzątamy i zachowamy ślady ich obecności. Modlitwa przed posiłkiem nie sprawi nam kłopotów. To Oni nauczyli nas w jaki sposób czynić znak Krzyża na piersi, na czole, na ustach, na sercu, aby skupić zmysły na DOBREJ NOWINIE, że nasze życie się nie kończy ale się nakryję białym obrusem a na nim migdały, orzechy, wino, cynamon i dużo dojrzałych granatów. I wazon pełen wdzięcznych ciemności wyłoni się Mesjasz. Jerzy Binkowski
Prezent na Dzień Matki - weź udział w naszym konkursie, wygraj bilety i zabierz Mamę do Teatru Żydowskiego na specjalny spektakl "Matki". Inspiracją do przedstawienia były historie Dzieci
-Kochanie - usłyszałam cichy głos, wybudzający mnie ze snu. Po chwili zorientowałam się, że to głos mojej mamy i otworzyłam oczy. - Dzień dobry Emma, musisz wstawać - zachichotała cicho - pamiętasz, że jedziemy dziś kupić domu? -Już wstaje - zaczęłam się przeciągać. Poleżałam jeszcze przez parę minut i zmuszona byłam wstać. Prysznic oczywiście zadziałał na mnie pobudzająco. W samym ręczniku i mokrych włosach, ruszyłam w stronę sypialni. Gdy mijałam ciocie Joy, ta się śmiała, zapewne z mojego wyglądu. Uśmiechnęłam się szczerze do niej i wskoczyłam do pokoju zamykając drzwi za sobą. Podeszłam do szafy i wybrałam białą koszule, a do niej wzorzystą, ołówkową spódnicę i czarne szpilki. Lubie, a nawet uwielbiam ubierać się na elegancko, ponieważ moim zdaniem kobieta powinna taka być, elegancka i z kulturą. Rozpuściłam włosy, żeby mogły szybciej wyschnąć i udałam się do kuchni na śniadanie. -Ale coś pięknie pachnie - pochwaliłam mamę, gdy tylko weszłam i poczułam zapach jajecznicy. -Smacznego - powiedziała i postawiła przede mną talerz z jedzeniem. Wszystko oczywiście zjadłam, mama była wyśmienitą kucharką. -Za bardzo mnie rozpieszczacie. Robicie śniadania, obiady i kolacje, sprzątacie, chodzicie na zakupy. Jak się do tego przyzwyczaję to jak potem dam radę sama?- zaczęłam się lekko śmiać. -Nie przesadzaj córcia - powiedziała Joy. -Nie przesadzam. Dziś zabieram was na obiad do jakiejś restauracji, wieczorem ja wam robię kolacje i nie ma żadnych sprzeciwów - wstałam od stołu i odłożyłam talerz do zlewu. -To może zaprosisz i Justina? - zapytała ciocia ze znaczącym uśmieszkiem. -Justin pracuje ciociu. -No to na kolacje - naciskała. -To chyba nie jest dobry pomysł. Nie chcę go tak męczyć, wczoraj się widzieliśmy. Jeszcze trochę i będzie miał mnie dość. -Dobrze już się nie wtrącam - pocałowała mnie lekko w policzek i poszła w stronę salonu. -Za ile wychodzimy? - zapytałam, żeby zmienić temat. -Za jakieś pół godziny - odpowiedziała mi mama. -No to super, akurat zdążę dokończyć pracę papierkową - zostało mi jeszcze trochę punktów do przestudiowania w mojej umowie. Chciałabym już to skończyć, żeby jak najszybciej zawieźć ją Lily. Była godzina piętnasta sześć, siedziałyśmy w restauracji jedząc obiad. Byłam strasznie zmęczona, a nogi to już dawno mnie tak nie bolały. Ważne, że załatwiłyśmy wszystko. Dom wybrany i kupiony. Co prawda nie jest do końca wykończony, ponieważ tylko dół jest urządzony, a całe piętro do remontu, ale i tak jesteśmy pod wrażeniem. Cała posiadłość jest piękna. Mieszkanie duże, ale nie za wielkie, przepiękny ogród, miejsce na grilla, po prostu jak dla mamy i cioci to jest idealny. Ciesze się ich szczęściem, mimo wszystkich wcześniejszych przykrości i przeciwności losu, potrafią się uśmiechać i żyć optymistycznie. Mam nadzieję, że tutaj nie zaznają smutku. -O której umówiłaś się z Lily? - zapytała mnie mama. -Kończy dziś o szesnastej i po pracy mam do niej podjechać - odpowiedziałam. Musiałam zawieźć jej moją umowę pracy. -A powiesz mi o jaką ważną sprawę chodzi? -Jeszcze nie mogę - uśmiechnęłam się z ekscytacji. Nie mogłam się doczekać, aż zacznę pracę. - Gdy już wszystko będzie zapięte na ostatni guzik, to pierwszej ci powiem - pochyliłam się i ucałowałam mamę w policzek. -A ja poznam w końcu tą sławną Lily?- zaśmiała się Joy. -Może zaproszę ją dziś do nas na kolacje? - nagle wpadłam na pomysł, muszę się jej jakoś odwdzięczyć, za to co dla mnie zrobiła. -Świetny pomysł, coś ugotuję, tylko musimy skoczyć do sklepu. Trzeba zapełnić lodówkę, jeśli mamy mieć gościa - mama oczywiście była tak podekscytowana, tym że zaproszę Lily. W tak krótkim czasie polubiła ją tak, jakby znały się od małego. -Ja miałam dziś robić kolacje, a poza tym Lily nie jest wymagająca, mamo - zaczęłam się śmiać. -Gość, to gość - zakończyła krótko. -Ale kolacje robimy razem. -Nie zapominajcie o mnie - wtrąciła się ciocia. Zaczęłyśmy cicho chichotać. Nagle telefon zaczął mi dzwonić. Spojrzałam na ekran, okazało się, że to Lily. -Hallo? - odebrałam. -Hej, to ja - usłyszałam radosny głos przyjaciółki - skończyłam dziś wcześniej i zaraz będę wracać do domu, więc jak jesteś wolna to już możesz wpaść. -Ok, skończę tylko obiad. -Tylko nie zapomnij umowy - zachichotała. -Cały czas mam ją przy sobie - zaczęłam się cicho śmiać, a mama siedziała i patrzyła na mnie zaciekawiona. -To do potem - pożegnała się i rozłączyła. -Mogłaś teraz ją zaprosić - powiedziała mama. -Lepiej chyba będzie jak ją osobiście zaproszę. -Może masz racje - uśmiechnęła się czule. -Ja już będę jechać, chce to jak najszybciej załatwić - powiedziałam wstając od stołu i kładąc na nim kilka banknotów. Widziałam jak obydwie chciały zaprotestować - Bez żadnych sprzeciwów, ja dziś płace - powiedziałam stanowczo, uśmiechnęłam się i wyszłam. -Masz coś dla mnie? - zapytała znacząco Lily, gdy siadłyśmy na kanapie w jej salonie. -Pewnie, że tak - zachichotałam i wyjęłam z torebki teczkę - Proszę bardzo, to wszystkie dokumenty. -Nawet nie wiesz jak się cieszę, że będziemy razem pracować. Już nawet widziałam twoje stanowisko i szefa - spojrzała na mnie znacząco. -Surowy jest? - trochę mnie przestraszyła. -Jest bardzo fajny i... - zrobiła krótką przerwę - przystojny. -Nie zamierzam mieć romansu z moim szefem - zaśmiałam się cicho. -Jest wolny - dodała. -To nic nie zmienia. -Wiem, tylko żartuje kochanie - powiedziała i przeszła do kuchni - chcesz coś zjeść ? - krzyknęła. -Nie, ale chciałam cię poinformować, że masz plany na wieczór - powiedziałam kiedy wróciła do mnie. -Jakie? - chciałam odpowiedzieć, ale przerwał mi dźwięk mojego telefonu. Szybko po niego sięgnęłam i okazało się, że dzwoni Justin. - Kto to? - zapytała Lily. -Justin - odpowiedziałam trochę skrępowana. -No to odbieraj szybko. -Hallo? - odebrałam i wyszłam z pokoju, oczywiście Lily chodziła za mną. -Hej Emma - usłyszałam jego zachrypnięty głos i od razu się uśmiechnęłam. -Cześć, co tam? -Chciałem tylko zapytać, o której mam po ciebie jutro przyjechać? -A o której się zaczyna koncert? - nie mogłam sobie przypomnieć. -O dwudziestej drugiej, a klub otwierają o dwudziestej. -To może być o dwudziestej. -Ok, to do jutra. Nie mogę się już doczekać - na te słowa od razu się zarumieniłam. -Ja też - powiedziałam trochę ciszej - Pa Justin. -Co mówił? - Zapytała Lily, gdy się rozłączyłam. -Nic takiego - uśmiechnęłam się pod nosem na myśl jutrzejszego spotkania. -Tak? A niby dlaczego tak się zaczerwieniłaś? - zaśmiała się. -Przestań, tylko zapytał się o której ma po mnie przyjechać - chciałam jak najszybciej zmienić temat - a jeśli chodzi o twoje dzisiejsze plany, to dziś przychodzisz do mnie na kolacje. -Z jakiejś konkretnej okazji? -Nie, nikt nie ma urodzin - zachichotałam - to przyjdziesz, prawda? Mama jest tak podekscytowana. -Pewnie, że tak. -Już muszę iść, bo jeszcze mam coś do załatwienia i zajrzę chyba na chwilę do mojego nowego mieszkania. -Kiedy je będę mogła obejrzeć? -Jak już będzie całe gotowe - zaśmiałam się i ucałowałam ją w policzek na pożegnanie - widzimy się wieczorem, wpadnij około dziewiętnastej. -Na pewno będę. Złapałam taxi i ruszyłam w stronę galerii. Zamierzałam kupić jakiś ciuch Lily, naprawdę bardzo byłam jej wdzięczna za to co dla mnie zrobiła. Gdy tylko dotarłam do centrum handlowego, od razu weszłam do ulubionego sklepu Lily. Wiedziałam, że tam na pewno coś znajdę. Przechodziłam między alejkami, aż zauważyłam czerwoną, elegancką koszulę. Ostatnio moja przyjaciółka bardzo polubiła ten kolor, więc zdecydowałam się na nią. Ciesze się, że tak szybko udało mi się coś znaleźć. Nie miałam ochoty na zakupy. Była bardzo ładna pogoda i postanowiłam wracać do domu na pieszo. Oczywiście przechodząc obok budki z lodami, musiałam się skusić na jedną gałkę. Leżałam na łóżku z laptopem przeglądając fejsa. Mama z Joy, były w swoim nowym domu. Miały tam sporo roboty. Dochodziła osiemnasta godzina, więc powoli musiałam zacząć się szykować na moją randkę. Nie wiem jak nazwać to co jest pomiędzy mną a Justinem, ale wydaje mi się, że to randka. Wstałam z łóżka i przeszłam do łazienki, aby wziąć prysznic. Gdy skończyłam w samym ręczniku pomaszerowałam do pokoju i stanęłam przed szafą. Nie wiedziałam w co mam się ubrać. Nic za bardzo eleganckiego, przecież idziemy na koncert. Chciałam założyć dżinsy, ale w końcu to klub, więc postawiłam na czarną, ołówkową spódnicę, krótki wzorzysty top i złote dodatki. Podeszła do lustra, żeby się obejrzeć i nie było tak źle, a nawet można powiedzieć, że całkiem seksownie wyglądam. Na tą myśl od razu zaczęłam się śmiać. Kogo ja chce oszukać, nigdy nie byłam seksowna i nie będę, zwłaszcza teraz kiedy jestem w ciąży. Odruchowo pogłaskałam swój brzuszek. -Jakoś damy sobie radę - powiedziałam cicho. Musiałam się śpieszyć, bo miałam mało czasu. Szybko się wzięłam za malowanie paznokci, a wcześniej rozpuściłam włosy, żeby wyschły. Byłam już gotowa, wkładałam błyszczyk do torebki, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Wzięłam głęboki wdech i poszłam otworzyć. Gdy go ujrzałam serce zaczęło mi szybciej bić. Wyglądał idealnie w zwykłym, białym podkoszulku i czarnych, dopasowanych dżinsach. -Hej - przywitała się - ślicznie wyglądasz. -Hej, dziękuję. Wejdź, ja tylko wezmę torebkę i możemy już jechać. -Ok - zgodził się. Cały czas mnie obserwował, czym bardzo mnie krępował. Nawet gdy zamykałam drzwi czułam jego wzrok na mnie. -Idziemy? - zapytałam odwracając się w jego stronę. -Jasne - powiedział uśmiechając się i niepewnie złapał moją dłoń. Spojrzałam na to co zrobił, ponieważ mnie zaskoczył, ale szybko się opanowałam i tylko odwzajemniłam uśmiech. Dojeżdżaliśmy już pod klub. Takiego tłumu dawno nie widziałam. -Minie sporo czasu zanim wejdziemy. -O to się nie martw - odpowiedział szybko. Właśnie parkowaliśmy, Justin szybko wyszedł pierwszy i otworzył moje drzwi bym mogła wyjść. Zarumieniłam się i cicho podziękowałam. Gdy stanęłam obok niego tak jak wcześniej złapał mnie za rękę i poprowadził do klubu. Okazało się, że nie musimy czekać. Podeszliśmy do ochroniarzy, na co oni tylko skinęli głową i otworzyli przed nami drzwi. Justin od razu spojrzał na mnie i puścił do mnie oczko. W środku było już masę ludzi, po większości było już widać, że spożywali alkohol. Tak dawno nie byłam na żadnej imprezie, że już od samego początku kołysałam się w rytm muzyki. Uwielbiałam tańczyć. -Chcesz jakiegoś drinka? - zapytał Justin. -Nie dziękuję, nie chce dziś pić, ale ty się nie krępuj. -Ok to chodźmy - złapał mnie za talie i ruszyliśmy w stronę baru. Nie przeszkadzała mi nasza dzisiejsza bliskość, a nawet zaczynałam chyba tego pragnąć. -Może chcesz cokolwiek innego do picia? - wyrwał mnie z zamyśleń. -Może być pepsi - odpowiedziała szybko. -Więc poproszę martini z lodem i pepsi - złożył zamówienie, które po chwili dostaliśmy. -Dziękuję - powiedziałam gdy podał mi szklankę z napojem. -Chodźmy do jakiegoś stolika - zaproponował. Po paru minutach znaleźliśmy stolik, który był dość na uboczu. Dobrze, ponieważ muzyka była tu ciszej i mogliśmy pogadać, nie krzycząc do siebie. -Naprawdę się cieszę, że zgodziłaś się tu ze mną przyjść. -Jak mogłabym odmówić? - zachichotałam. Spojrzałam na szklankę Justina, była już prawie pusta. Dość szybko się z tym uporał. -Byłaś tu kiedyś? -Nie, a dlaczego pytasz? -No wiesz, kiedyś pracowałaś w podobnym klubie. -Racja, ale pracując tam miałam dość imprez. W wolne dni wolałam odpoczywać w domu. -Oprócz tego dnia jak się poznaliśmy - zaśmiał się cicho. Tak samo zareagowałam, ponieważ nie powiedział tego złośliwie, tylko kpiąc z nas, że doprowadziliśmy się do takiego stanu. -Pierwszy raz takie coś mi się przydarzyło - wyznałam szczerze - pamiętasz coś w ogóle, bo mi się całkowicie urwał film. -Pamiętam, że pojechałem tam z dwoma kolegami. Chcieliśmy się napić, więc poszliśmy do baru. Zdziwiłem się, że nie zobaczyłem ciebie za ladą. Trochę mnie to zasmuciło, ponieważ już pierwszego razu gdy tam byliśmy spodobałaś mi się - zaskoczył mnie tym co powiedział, ale nic się nie odzywałam. Nie chciałam żeby przerwał - nagle usłyszałem jak niedaleko mnie ktoś głośno śpiewa. To byłaś ty, więc dosiadłem się do ciebie i zaczęliśmy rozmawiać, potem pić. Tyle pamiętam. -Nigdy więcej nie upije się do takiego stanu - zaczęłam się śmiać. -Patrz na to z dobrej strony - uśmiechnął się zadziornie - gdyby nie tamten wieczór nie poznalibyśmy się - bardzo mnie ucieszył tym co powiedział. Miał racje, nie żałuje, że go poznałam i postanowiłam powiedzieć mu o dziecku. Nie dziś, ponieważ to nie jest odpowiednie miejsce, ale przy najbliższej okazji. Siedzieliśmy tak z pół godziny, cały czas rozmawiając. Wypiłam trzy szklanki pepsi, a Justin martini. Za niedługo miał się zacząć koncert, więc postanowiłam iść przed tym do toalety. -Idziemy potańczyć? - zapytał. -Skocze najpierw do łazienki, dobrze? -Jasne, będę tu czekał. Chwile mi zajęło znalezienie łazienki. Musiałam niestety przejść przez cały parkiet, żeby się tam dostać. Niezdarnie wchodziłam w tłum ludzi i próbowałam przepchnąć się na drugą stronę. Nagle ktoś złapał mnie za biodra i zbliżył całe swoje ciało do mojego. Chciałam się odwrócić, ale trzymały mnie tak mocno, że nie mogłam się ruszyć. Poczułam okropny zapach alkoholu przy swojej szyi. -Cześć ślicznotko, zabawimy się - cicho zamruczał mi do ucha nieznajomy. Zamknęłam oczy ze strachu i wtedy poczułam jak ktoś odciąga go ode mnie. Spojrzałam w tamtą stronę, żeby zobaczyć co się dzieje. Justin siedział okrakiem na brunecie i okładał go pięściami. *** Zaczyna się dziać i już tak będzie do końca ;) Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze jest, tyle wyświetleń miał poprzedni rozdział, a tylko 1 komentarz. Trochę to smutne, ponieważ komentarze naprawdę dodają motywacji. jakiekolwiek pytań do mnie, do bohaterów - zapraszam na aska ;) Wyszukaj najczęściej używane czasowniki w języku polskim. 'zaprosić' - odmiana czasownika - polski - koniugacja bab.la pomaga odmieniać czasowniki przez osoby oraz wszystkie czasy polskie.

Tańczący jastrząb (1977 r.) w reżyserii Grzegorza Królikiewicza jest kinową wersją, powstałego trzy lata wcześniej spektaklu telewizyjnego Toporny. Pierwowzór obydwu adaptacji stanowiła powieść autorstwa Juliana Kawalca Tańczący jastrząb. Jasno wyznaczony czas, w którym żył Michał Toporny, stanowi wymowny symbol. Półwiecze między 1914 a 1964 rokiem[1], upłynęło pod znakiem wojen, powstań, rewolucji – także tych społecznych, obyczajowych i kulturowych. Ten burzliwy czas przełożył się doskonale na konwulsyjną narrację zarówno w powieści, jak i w filmie. Tańczący jastrząb opowiada historię życia Michała Topornego (w tej roli doskonały Franciszek Trzeciak) niezwykle ambitnego, zdolnego chłopskiego syna, który dzięki uporowi oraz niesłychanej sile woli, osiągnął zawodowy sukces. Michał, urodzony i wychowany w biedzie, zmuszony był przerwać naukę z powodu braku pieniędzy. Po śmierci matki, ojca i babki sam zajmował się gospodarstwem. Pomocą służyła mu jego wiejska żona Maria (Beata Tumkiewicz): Michał musiał się ożenić, bo świnie nie mogą być głodne, i w te dnie, gdy on jedzie w pole albo do lasu na cały dzień, musi im ktoś dać jeść, a kury też nie mogą sobie tak chodzić, gdzie chcą spacerować i wskakiwać na strzechę, i krowy muszą być wydojone na czas, i serwatka musi być na czas odlana z kwaśnego mleka, i wreszcie te kurze i gęsie odchody muszą być odmiecione od drzwi domu ostrą, pręcianą miotłą[2]. Dzięki zaangażowaniu miejscowego nauczyciela, Michałowi udało się w wieku trzydziestu lat zdać maturę i dostać się na jeden z trudniejszych kierunków studiów na politechnice. „Odtąd z zawziętością, jak nie człowiek, ale jak uparte zwierzę (…)”[3] wzorowo zaliczał wszystkie egzaminy, nadganiał braki, piął się po szczeblach kariery, bezwzględnie maszerował „po linii prowadzącej wzwyż”[4]. Powieść Kawalca już samą swoją budową zachęca do interpretacyjnej gry pomiędzy odbiorcą a twórcą. Autor-narrator, nie tylko zna losy bohatera, ale zdradza nam je na samym początku, burząc w ten sposób napięcie dramaturgiczne. Kawalec tragizm postaci buduje za pomocą zdań pytających, skierowanych bezpośrednio do bohatera. W ten sposób opisuje uczucia, przemyślenia, relacjonuje zdarzenia z życia postaci. Również Królikiewicz, umyślnie wprowadzając chaos do narracji, staje w opozycji wobec tradycyjnego języka filmowego, tak jak jego bohaterowie stają wobec świata. Narratorem w kinowej wersji Tańczącego jastrzębia jest dusza tragicznie zmarłego Michała Topornego. Jego wspomnienia niosą ze sobą olbrzymi ładunek emocjonalny. Film jest zatem spóźnioną, bo dokonaną już po śmierci, spowiedzią duszy, jej krytycznym spojrzeniem na swoje życie. Sam Michał Toporny także był spóźniony: (…) co było gdy jeden twój kolega, dużo młodszy od ciebie, taki wesoły różowy chłopak, żartowniś powiedział ci, że późno zaczynasz tę naukę i że on nie wie, jak ci ta nauka pójdzie, i że wątpi, czy dobrze ci pójdzie… przedtem wielu innych powiedziało ci, że rozpoczął się czas spóźnionych, epoka spóźnionych, epoka przybłędów, a tyś sobie najlepiej zapamiętał słowa tego różowego, uśmiechniętego chłopaczka, tego nie spóźnionego i nie przybłędy, który nie miał ani pola, ani żony, ani syna, tylko książki i zeszyty (…)[5]. Bohater pragnął nie tylko dogonić, ale nawet przegonić „synów umierającego miasta mieszczan”[6]. Działał w oszołomieniu, w sposób niezwykle zawzięty, zachłanny, nie licząc się z innymi ludźmi. By osiągnąć sukces, poświęcił dom i rodzinę. Porzucił swoją wiejską żonę Marię, dla nowej, miejskiej, ładniejszej Wiesławy (w tej roli Beata Tyszkiewicz). Michał nieustannie starał się udowodnić, że zasługuje na to by tam być, że nie jest ani spóźniony, ani przybłędą, a przynajmniej, że tacy jak on nie zabierają miasta mieszczanom, a nawet jeśli, to zbyt wiele go w życiu ominęło i chociażby dlatego wiele rzeczy wolno mu wziąć, by mógł nadrobić swe spóźnienie. Wiejskie / miejskie Film otwiera czarno-białe ujęcie przedstawiające wzniesioną na skale, posągową rzeźbę jastrzębia z rozpostartymi skrzydłami. Filmowanie obiektu z żabiej perspektywy ma na celu wyrazić egzaltację i triumf bądź autorytet i władzę. Taki punkt kamery podnosi, wyolbrzymia[7]. Wyczuwalny nastrój grozy potęgują towarzyszące rzeźbie błyski, grzmoty i pędzące czarne chmury. Kolejne sceny portretują wiejską część życia bohatera. Poprzez techniczne zagranie czerwonym filtrem nałożonym na obiektyw kamery odbieramy przedstawione obrazy jako zły sen. Czerwień wzmaga w nas uczucie strachu, niepokoju, zbliżającego się dramatu. Z drugiej strony daje ekspresjonistyczne poczucie odrealnienia, bajkowości. Królikiewicz narzuca widzowi pewne elementy akcji w sposób znaczący i nieprzypadkowy. Te z pozoru puste znaki czekają na dopełnienie, wypełnienie ich przez widza. Przykładem niech będą narodziny bohatera – wyrażone poprzez zbliżenie kamery na matczyną pierś tryskającą mlekiem i niemowlęce przyrodzenie – czy chociażby śmierć ojca poprzedzona symbolicznym ujęciem gaszenia przez niego świecy. Śmierć matki zwiastuje latająca mucha, powszechnie kojarzona z rozkładem, gniciem, chorobą i brudem. Także wojna wkracza w życie bohatera w sposób symboliczny, równie gwałtowny, jak wichura. Kataklizm uprzedza ujęcie robaka wpełzającego do jabłka. Niesamowicie istotną sceną jest ta przedstawiająca ograbianie dworskiego majątku, podział gruntów. Zdjęcia są zdeformowane, niedoświetlone, ożywiona, rozdygotana kamera pokazuje gigantyczne zbliżenia. Przyśpieszenie scen, ich zagęszczenie, podkreślenie dramatu powtarzalnością symbolizuje i doskonale obrazuje nadejście nowej epoki, nowego ładu. Sceny z miejskiej części życia Michała Topornego uwydatniają poczucie inności bohatera, „będziesz w porównaniu z nimi jakby trochę za ciężki, jakby trochę za wolny, jakby mimo swojej całej gwałtowności noszący na swojej twarzy piętno zamyślenia, odziedziczone po chłopskich przodkach”[8]. Nierealistyczne ujęcia doskonale składają się na jak najbardziej realne życie zagubionego mężczyzny. Michał w skupieniu obserwuje wszystkich ludzi, zapatruje się w najprostsze czynności, przygląda się np. mężczyźnie, który je spaghetti. Puszczenie tej sceny od tyłu (inwersja ruchu), tym samym jej powtarzalność, mechaniczność doskonale wzmaga dramaturgię ujęcia. Ma charakter groteskowy, z tendencją do czystego nonsensu. Toporny nie radzi sobie ze swoją odmiennością, „spóźnieniem”. Swoje pochodzenie rozpatruje w kategorii winy, wstydzi się go przed nowo poznaną przyszłą miejską żoną Wiesławą. W czytelni, gdzie ma miejsce ich pierwsze spotkanie, Michała prześladują odgłosy kur, „w wyobraźni, która ci płata figle i która cię nęka, i która chce cię poniżyć, przedstawiasz tej dziewczynie to swoje chłopstwo i oskarżasz się swoim chłopstwem, a potem pokornie wpatrujesz się w twarz tej kobiety i oczekujesz pokornie wyroku”[9]. Rzeczywiste / wyobrażone Film Grzegorza Królikiewicza zmusza nas do dostosowania naszej wrażliwości filmowej do wyobraźni reżysera. W filmie nakładają się dwa wymiary, w których żyjemy: rzeczywisty i wyobrażony. Królikiewicz pisał: (…) pokój ani nie jest banałem architektury wnętrza, ani fantomem z marzenia. Geometria tej bryły zostaje nasycona psychologią mojego w niej pobytu. Używając przenośni: mój dzień nasycony zostaje moją nocą. Mój racjonalizm – moją wyobraźnią. Szczególnie w Tańczącym jastrzębiu reżyser nie daje nam pewności, czy w danym momencie filmu mamy do czynienia z przestrzenią rzeczywistą, czy też z inscenizacją wyobraźni bohatera snującego fantazje na temat danej sytuacji. Poczucie to pogłębia brak chronologii wydarzeń. Wspomnienia mieszkają się, poszczególne ujęcia są wielokrotnie powtarzane, jakby dusza zmarłego z perspektywy śmierci chciała naprawić to zło, które wyrządziła w życiu. Na to jest jednak za późno i za każdym razem powtarzana scena kończy się tak samo. Dotyczy to przede wszystkim sekwencji z delegacją chłopską. Podkreślenie sprzeciwu Michała, co do zmiany decyzji w sprawie wycinki lasu, poprzez jego bezradność, afektywność, (przy całym dynamizmie i inicjatywie bohatera) wzmaga tragiczny wydźwięk sceny. Podobnie rozegrana została historia z delegacją zagraniczną. Braki naszego bohatera, wynikające z nieznajomości języka, paraliżują go. Jego strach wyraża rozedrgana, pijana kamera. Co najgorsze nasz bohater został zmuszony poprosić o pomoc kochanka żony, którego dzień wcześniej w trakcie kolacji spoliczkował. Wydarzenie to wzmogło taniec szalonego, któremu poddany był Toporny. Do wielkiego przeistoczenia doszło w hallu nocnego lokalu, gdzie Michał dokonał „(…) nieco błazeńskiego aktu oględzin samego siebie. I po tych oględzinach zmienił skórę, i już w tej innej skórze poszedł w dalsze życie”[10]. Prostym zabiegiem symbolizującym tzw. taniec przywdziewanej skóry jest zmiana garnituru przez bohatera. Toporny wie, że ten w lustrze a on to dwie zupełnie inne osoby, mimo to poddaje się we władanie tego wyimaginowanego, powstałego na nowo, miastowego. Nowa skóra sprawiła, że Michał zaczął pogardzać swoją wiejską żoną. Kawalec bardzo emocjonalnie rozpisuje się na temat porzucenia wiejskiej żony Marii przez Michała. Mówi o jej poniżeniu, bólu, przekroczeniu granic wstydu, błaganiu o miłość. Pokazuje, że nie ma większej nienawiści niż ta zrodzona z bliskości. W filmowej scenie kobieta staje nago, całkowicie bezbronna naprzeciw Michała, domagając się miłości. Zamiast niej doświadcza wzgardy, odrzucenia i odrazy. Proces zmiany skóry pogłębia się w momencie, gdy rodzice nowej miejskiej żony proszą Michała o kłamstwo w sprawie pochodzenia: Nie chodzi nam o nich ale i ciebie musimy cie chronić przed nimi.” W scenie tej jest taki moment gdy gaśnie światło, stół pustoszeje a Michał zaczyna opowiadać jedną z anegdot, że swojego wiejskiego życia. Nowa sceneria ciemność, samotność odzwierciedla faktyczny stan ducha bohatera, jego wewnętrzny krzyk: „byłem zwyczajnym chłopem i młodość nie upływała mi na jeździe konnej. Gdy trzeba było, zakopywałem zdechłe świnie, dobijałem zdychającą kobyłę, byłem chłopem siejącym z płachty i koszącym kosą, obcinałem gałęzie z wierzb, byłem świńskim i krowim weterynarzem, mordercą niepotrzebnych piesków, gapą opartym o płot i patrzącym na pola[11]. Kłamstwa zmobilizowały Topornego do coraz to intensywniejszego pięcia się po szczeblach kariery. I choć z czasem Michał będzie rozpaczliwie bronił tej skóry, będzie rozpaczliwie ją na sobie przytrzymywał, ona zacznie się strzępić, szarzeć i blednąć. Gdy to nastąpi, zacznie szukać akceptacji wśród synów miasta jak i przebaczenia ze strony współmieszkańców z rodzinnej wsi. Doskonale ilustruje to wykorzystana w filmie piosenka Zaproście mnie do stołu w wykonaniu Elżbiety Wojnowskiej: Zaproście mnie do stołu, zróbcie mi miejsce między wami. Wspominajcie sobie trudne lata, powiedzcie otwarcie, co serdecznie boli. Może znajdzie się między wami wojażer znajdzie się między wami wojażer, znajdzie się między wami wojażer. Opowie o pięknych krajach, egzotycznych krajach. Ileż to razy będziemy wstawać, wznosząc uroczyste toasty. Po ilekroć zadrży stół od śmiesznych powiedzonek. Zaśpiewamy wspólnie stare, bliskie pieśni. A potem usadowieni wygodnie w fotelach, usadowieni wygodnie w fotelach, usadowieni wygodnie zasłuchamy się w fortepianowe pasaże. Zaproście mnie do stołu, tu za drzewami chmurno i samotnie. Zaproście mnie do stołu, powiedzcie otwarcie co serdecznie boli. Królikiewicz / Kawalec Królikiewicz zupełnie inaczej odczytuje bohatera Kawalca. Wykreowany w prozie Michał Toporny jest pracowity, zagubiony, ale w gruncie rzeczy pozytywny, żałuje swoich decyzji. Nie znaczy to, jak słusznie zauważa Maria Malatyńska, że Kawalec traktuje swojego bohatera w sposób całkowicie bezkrytyczny. Dostrzega zło i tragedię do jakich doprowadził, „[a]le afekt łagodzi każdy wyrok”[12]. Toporny Królikiewicza jest brzydki, bezwzględny, prymitywny, pazerny, sprytny, nieinteligentny. Staje się agresywny, coraz bardziej wściekły. Reżyser poprzez wypowiedziane przez nauczyciela w filmie zdanie „ty głupi ciołku, idioto” ujawnia pogardę – której nie doświadczymy w książce – wyrażoną wobec postaci. Centralny, kluczowy w powieści, motyw biednego chłopa, który oszalał po tym, jak przy podziale gruntów dworskich dostał trochę ziemi i w tym obłąkaniu umarł, został przez reżysera zubożony i potraktowany dość powierzchownie. W książce taniec starca powraca nieustannie, niejako prześladuje Topornego, chcąc go ostrzec przed nieuniknionym: Na niewielkim kole ziemi byłych dworskich gruntów odbył się obłędny taniec starca z domu ubogich, który w swoim wielkim spóźnieniu tak gwałtownie i tak drapieżnie brał ziemię, te darowiznę czasu, i tak się w nią wgrzebywał twarzą, rękami i myślą, że aż nie mógł jej wziąć; bo między ogromnym pragnieniem brania ziemi a ziemią stanęło jego szaleństwo jak mur nie do przebicia; i dlatego on nie był w stanie wziąć ziemi, bo był z nią nieoswojony, bo nigdy nie miał ziemi, a bardzo chciał ją mieć; a gdy ją nagle dostał, tak go przeraziła ziemia, że oszalał i nie mógł już się z ziemią obejść po ludzku, i obszedł się z nią jak dzikie zwierzę ze swoją ofiarą, i udowodnił, że objął go i zagarnął całego ten dalekosiężny cień krzywdy rzuconej w przyszłość przez dawny czas[13]. Michał Toporny tak jak starzec stał się ofiarą ogromnej, socjalistycznej rewolucji społecznej. Ofiarą nowej epoki – z jednej strony budowanej na ludziach, z drugiej zaś zrównującej ich szanse. Został pozbawiony kontroli nad swoim życiem, zagubił się w możliwościach, które dał mu los, zaciemniając ogląd całości. Film jak i książka stanowią próbę syntezy rzeczywistości socjalistycznej opowiedzianej przede wszystkim w kategorii tragedii. Tragedii jednostki wyrwanej, odrzucającej własne korzenie, wypierającej się swojego pochodzenia, tym samym nigdzie nie czującej się u siebie; „Można próbować, można na rożne sposoby próbować, ale to się nie uda – zostawić ziemię i nie doznać bólu”[14]. Wioleta Osińska PRZYPISY: 1 W filmie czas ten został celowo wydłużony do 60 lat. 2 Julian Kawalec, Tańczący jastrząb, Warszawa 1976, s. 116. 3 Tamże, s. 275. 4 Tamże, s. 284. 5 Tamże, s. 164. 6 Tamże, s. 276. 7 J. Płażewski, Język filmu, Warszawa 1982, s. 67. 8 J Kawalec, dz. cyt., s. 276. 9 Tamże, s. 177. 10 Tamże, s. 188. 11 Tamże, s. 229. 12 M. Malatyńska, Bajka o dzikim wilku, „Kino” 1977, nr 144, s. 23. 13 J. Kawalec, dz. cyt., s. 278. 14 Tamże, s. 170.

Re: walentynki!!!! a ja zrobię laurkę, na której odbiję w farbie swoją rękę i rączkę Tamarki- mąż oszaleje 🙂 on lubi prezenty niestandardowe- a ja lubię takie właśnie wymyślać. Żadna ława nie zastąpi stołu, przy którym do wspólnego posiłku może zasiąść cała rodzina. Bez stołu trudno mówić o prawdziwym domowym cieple. Stół będzie nawet w niebie. Dlatego precz z ławami, niech żyją stoły! Dawno, dawno temu w domu moich dziadków stał na środku pokoju potężny owalny stół — taki, jakich teraz się nie produkuje. Przy tym stole po rozsunięciu środkowej części mogły usiąść aż dwadzieścia cztery osoby. Na co dzień, gdy stół był złożony, dawał miejsce co najmniej osiemnastu. Jako małe dziecko bardziej interesowało mnie to, co było pod stołem — to tam kryło się ulubione miejsce zabaw moich i mojego brata. Stół przykryty był purpurową aksamitną tkaniną zwisającą do samej podłogi. Tworzyło to pod stołem mroczne, tajemnicze miejsce. Zakamarki pod blatem stołu służyły nam do chowania różnych skarbów dzieciństwa, a pozioma belka, łącząca przy podłodze potężne nogi stołu, stanowiła świetne miejsce do siedzenia. Bardzo lubiliśmy chować się tam i siedzieć cichutko, obserwując spod tkaniny poruszające się nogi naszych bliskich. Ten stół był centralnym miejscem domu. Przy nim jedliśmy, pracowaliśmy, bawiliśmy się, zasiadaliśmy wraz z gośćmi, świętując rodzinne i religijne święta. Pamiętam zimowe wieczory, tykanie i bicie ściennego zegara, ciepło pieca… I nas — zajętych swoimi pracami, dzielących powierzchnię stołu. Na swoim (zarezerwowanym na zawsze) miejscu siedział dziadek i czytał gazetę albo wypełniał jakieś dokumenty, które przynosił z pracy. Nieco dalej babcia pochylała się nad skarpetkami i pończochami, cerując dziurki. A my rysowaliśmy, odrabialiśmy lekcje albo na rozłożonych gazetach produkowaliśmy ludziki z kasztanów i żołędzi lub zabawki na choinkę z wydmuszek dostarczanych przez mamę zajętą w kuchni pieczeniem ciast. Jeszcze piękniej było, gdy dołączała do nas druga babcia z odległego miasta. Przywoziła ze sobą walizkową maszynę do szycia na korbkę i „obszywała” nas, bo w tamtych czasach naprawiało się wszystko, co tylko dało się uratować przed wyrzuceniem. Ten stół, nad którym zwisała lampa z dużym abażurem, oświetlająca ciepłym światłem wszystkich nas pochylonych nad lekturą i robotami, utkwił w mojej pamięci tak mocno, że przez wiele lat poszukiwałam jego namiastki w sklepach meblowych. Wiedziałam, że takich mebli nikt już nie produkuje, ale myślałam o czymś, co będzie mi przypominało stół z dzieciństwa i pomieści przynajmniej dwanaście osób. Po latach udało się. Jakby na mnie czekał — stał jeden jedyny na piętrze magazynu i nikt go nie chciał. Dlaczego właśnie teraz postanowiłam napisać o stole? O jego znaczeniu w naszym życiu, w życiu rodziny? Ponieważ mam swoją teorię, która mówi, że to właśnie stół otoczony wianuszkiem krzeseł, a nie ława przed telewizorem, powinien zbierać rodzinę w jedno miejsce i że dom bez stołu, do którego można zasiąść, nie jest prawdziwym domem. W domach, w których zapanowała moda na niskie ławy, przy których siedzi się bokiem, z talerzem na kolanach, nie ma miejsca na rodzinne świętowanie, na rozmowę twarzą w twarz, na bliskość i połączenie rąk. Mamy grudzień — miesiąc, w którym chrześcijański świat przywołuje do publicznej świadomości fakt przyjścia na świat Zbawiciela, ucieleśnionego Boga, i na okres świąt zamyka biura, fabryki i sklepy, znajdując czas, by zasiąść do świątecznie udekorowanego stołu. W każdym kraju — zgodnie z jego obyczajami — wygląda to inaczej, ale wszędzie świadczy o tym, że ludzka potrzeba świętowania, zebrania się razem w jednym miejscu choćby na chwilę jest bardzo silna. Ucicha wtedy hałas supermarketów, znikają tłumy z ulic, zapalają się światła w domach i ludzie, którzy zwykle nie mają dla siebie czasu, zasiadają do stołu. Sięgają po telefony i dzwonią do tych, których oddzielają morza i oceany. By przez chwilę, choć przez tę ulotną chwilę znaleźć namiastkę intymności i bliskości, zagłuszyć bolesną samotność ukrytą w głębi serca. Bardzo potrzebujemy zasiadać do nakrytego stołu, spożywać razem posiłki i rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać… Szczególnie teraz, gdy żyjemy w tak strasznym przyspieszeniu, musimy znaleźć czas na wspólne świętowanie, na zapraszanie do naszego stołu przyjaciół, z którymi będziemy się dzielić tym, co mamy, którym powiemy o swoich uczuciach, często wstydliwie skrywanych. To rozmowa o tym, w co wierzymy, co czujemy i jaki mamy świat wartości, utworzy tak potrzebną bliskość z ludźmi karmionymi na co dzień zdawkowymi uprzejmościami i niewiele znaczącymi słowami. Właśnie okres grudniowych świąt i kończącego się roku jest świetną okazją do zacieśniania naszych więzi z rodzinami, przyjaciółmi i znajomymi, do pogłębionej refleksji o sensie i wartości naszego życia, za które Ktoś dwa tysiące lat temu oddał swoje życie. Może być także piękną okazją do otwarcia naszych domów, serc i połączenia rąk w modlitwie, do wspólnego przygotowania się na powrót naszego Pana — Jezusa Chrystusa. Jezus, mistrz nawiązywania bliskich więzi z napotkanymi ludźmi, nie stronił od stołu, uczty i przyjemności przebywania wśród rozmaitych ludzi — czy to w Kanie Galilejskiej na weselu, czy to w domach: Piotra, celnika Zebedeusza, faryzeusza Szymona, Marii, Marty i Łazarza. Potrzeba zbliżenia się do innych, wspólnego posiłku, podzielenia się chlebem i wspólnej modlitwy to ludzki wymiar natury Zbawiciela. Tak przecież bliski każdemu z nas. Nowotestamentowa obietnica przygotowania dla nas domu w niebie nieodłącznie kojarzy się ze stołem i wspólnym posiłkiem, o którym mówi Jezus zadziwiony ogromem wiary rzymskiego setnika z Kafarnaum: „Zaprawdę powiadam wam, u nikogo w Izraelu tak wielkiej wiary nie znalazłem. A powiadam wam, że wielu przybędzie ze wschodu i z zachodu, i zasiądą do stołu z Abrahamem i z Izaakiem, i z Jakubem w Królestwie Niebieskim”1. A więc będzie stół w Królestwie Niebios! Czy jesteśmy w stanie wyobrazić sobie tę wielką ucztę przygotowaną przez Jezusa dla tych, którzy dostaną się do Jego Królestwa ze wszystkich stron świata, z różnych Kościołów i religii? Jak wielki będzie ten stół, u szczytu którego zasiądzie Jezus, uśmiechnie się do nas i zaprosi, abyśmy zjedli z Nim posiłek? Jakim chlebem będziemy się dzielić? Jaką modlitwę wspólnie odmówimy? Czy uchwycimy dłonie ludzi obok nas? I kto to będzie? Co za niespodzianka nas tam czeka — w domu Ojca, w niebie, w którym jest wiele mieszkań!2. Ale zanim to się stanie, musimy wyostrzyć słuch, by usłyszeć kołatanie, które rozlega się u drzwi naszych serc, i musimy otworzyć uszy na wołanie Zbawiciela: „Oto stoję u drzwi i kołaczę; jeśli ktoś usłyszy głos mój i otworzy drzwi, wstąpię do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną”3. Sam Bóg — Stwórca i Zbawiciel — chce zasiąść z tobą i ze mną do stołu, chce zjeść z nami. Chce nawiązać z nami intymną więź stołu, wspólnotę, która rodzi się, gdy razem spożywamy posiłek i prosimy Pana o błogosławieństwo. Świadomość obecności Boga przy naszym stole niesie ze sobą odpowiedzialność, ale też daje radość ze wspólnoty. Tak niewiele trzeba, aby wspólny posiłek, nawet najskromniejszy, stał się prawdziwym świętowaniem. By pomógł nawiązać bliskość. Zaprośmy do stołu ludzi, którzy w te szczególne grudniowe dni mogą cierpieć z powodu samotności, odrzucenia i zagubienia na drogach życia. Tak pięknie brzmią słowa starej piosenki do słów Włodzimierza Szymanowicza: „Zaproście mnie do stołu / zróbcie mi miejsce między wami. / Wspominajcie sobie trudne lata, / powiedzcie otwarcie, co serdecznie boli, / może znajdzie się między wami wojażer, opowie zadziwiająco o barwnych egzotycznych krajach. / (…) Zaśpiewajmy wspólnie stare bliskie pieśni, / a potem usadowieni wygodnie w fotelach / zasłuchamy się w fortepianowe pasaże (…) / Tu za drzwiami chmurno i samotnie (…)”. Co stoi na przeszkodzie, abyśmy zgłębiali tajemnicę stołu? Pamiętajmy, że także Pan pragnie z nami zasiąść do stołu, że stoi i puka. Może to już czas, aby otworzyć drzwi Jemu i naszym bliźnim? Barbara Niemczewska 1 Mt 8,10-12. 2 Zob. J 14,2. 3 Ap 3,20. Ramka: Bardzo potrzebujemy zasiadać do nakrytego stołu, spożywać razem posiłki i rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać… Szczególnie teraz, gdy żyjemy w tak strasznym przyspieszeniu

W końcu doszłam do wniosku, że może tak będzie lepiej, zostawiłam więc wiadomość, tłumacząc, że pomyliłam godzinę naszego wylotu i nie zdołamy już przyjechać do szpitala. Poprosiłam mamę, by ucałowała od nas Millie i przekazała jej, że skontaktujemy się po powrocie z Tajlandii.

Dziś Dzień Babci, jutro Dzień Dziadka, pamiętacie? Troszkę pod wpływem tej okazji postanowiłam zastanowić się nad podziękowaniami na ślubie. To element, który wzbudza kontrowersje. Najczęściej swoją sztucznością, wystawianiem intymnych słów i emocji na pokaz. Doskonale wiem, że jeśli podczas ślubu i wesela popłyną mi łzy, to tylko w momencie w którym spojrzę na moją mamę. Dlatego nie wyobrażam sobie, że podczas podziękowań będę miała coś powiedzieć. Nie dam rady, a za doskonałe rozwiązanie uważam nagranie filmiku i puszczenie go w tym momencie. Czy zdecyduję się na podziękowania publiczne, na weselu? Prawdopodobnie tak, ze względu na moich rodziców, którym na tym zależy i jestem w stanie dla nich to zrobić. W końcu to moment, który ma się podobać zwłaszcza im. Ale... wracając do tematu ;) Uwielbiam ludzi, uwielbiam mówić im miłe słowa, uwielbiam dawać prezenty. Dlatego bardzo chętnie rozszerzyłabym moją listę podziękowań do dodatkowych osób: moich dziadków, moich rodziców chrzestnych (a właściwie to chrzestnej), druhen i może każdej innej osoby, której będę miała w tym dniu za co podziękować. A Wy... wiecie już jak i komu podziękujecie? Może widzieliście jakieś niesamowite, porywające podziękowania, którymi się zainspirowaliście?
.
  • 42z2jyhapo.pages.dev/880
  • 42z2jyhapo.pages.dev/599
  • 42z2jyhapo.pages.dev/417
  • 42z2jyhapo.pages.dev/489
  • 42z2jyhapo.pages.dev/562
  • 42z2jyhapo.pages.dev/474
  • 42z2jyhapo.pages.dev/899
  • 42z2jyhapo.pages.dev/240
  • 42z2jyhapo.pages.dev/562
  • 42z2jyhapo.pages.dev/596
  • 42z2jyhapo.pages.dev/313
  • 42z2jyhapo.pages.dev/516
  • 42z2jyhapo.pages.dev/171
  • 42z2jyhapo.pages.dev/708
  • 42z2jyhapo.pages.dev/282
  • dzisiaj zaproszę mamę do stołu